Henryk Sienkiewicz

"Z dawnych dziejów"

Mesyńczycy, wedle zdania Greków, bitniejsi byli nawet od Spartan. Ale po drugiej wojnie meseńskiej ulegli ostatecznie ich liczebnej przewadze. Na nic nie przydało się bohaterstwo Arystomenesa, na nic zwycięstwa odnoszone przed przybyciem Tyrteusza do Lakonii, na nic morze przelanej krwi. Zwyciężonym zagroziła niewola, ziemi zabór. - Lecz dola spartańskich helotów była straszna, by się mógł zgodzić na nią dzielny i wolny naród, więc mieszkańcy Meseny, Menote, Pylos i innych miast nieszczęsnej krainy, zabrawszy żony i dzieci siedli na statki i nie oparli się aż w Sycylii, w mieście Zankle, które jeszcze przedtem zajął ich rodak, Anaksylos. Była to drobna dotychczas kolonia, ale położona wybornie nad zatoczonym w półksiężyc wybrzeżem, które tworzyło głęboką i zaciszną morską ostoję. Jednakże pierwsze pokolenie wychodźców dużo zaznało biedy. Miasto było zbyt ciasne, a okolica nie mogła mieszkańców wyżywić. Brakło im dachu nad głową, brakło chleba, brakło oliwy. Niektórym tęsknota za utraconą ojczyzną wyssała siły i życie. Natomiast znacznie lżej było już ich dzieciom, a wnukom wiodło się wcale niezgorzej. Zankle przybrało z czasem zupełnie odmienną postać. Ludność wzrosła dziesięciokrotnie, miasto zabudowało się szeroko wzdłuż wybrzeża. Wyrastały rokrocznie coraz okazalsze domy, a nim upłynęło lat pięćdziesiąt, wspaniałe gmachy otaczające agora poczęły budzić podziw przybyszów z Syrakuz, z Panormu i z Agrygentu, którzy w sprawach kupieckich lub przez ciekawość odwiedzali nową osadę. Ocembrowano wybrzeże i pogłębiono zatokę. Okręty greckie i z greckich osad azjatyckich, okręty z Tyru, z Sydonu i Kartaginy poczęły zapełniać bezpieczną przystań. Las masztów przesłaniał mieszkańcom błękitną roztocz morską. Zakwitnął handel i przemysł, Zankle przezwano Mesyną. Bitna ludność odparła kilkakrotnie napady syrakuzańskich tyranów i chciwych a okrutnych Kartagińczyków. Dla osłony miasta zbudowano na cyplu twierdzę, która broniła zarazem wejścia do przystani. Przyszło bogactwo, przyszedł spokój i życie powszechne poczęło bić równym a potężnym tętnem.
Zaś z biegiem lat zakwitły i nauki. Lekarze mesyńscy zasłynęli w całej Sycylii i osiadali częstokroć w obcych nawet miastach, w których ludność witała ich z radością i tłumnie szukała ich porady. Do syrakuzańskich kamieniołomów wzywano inżynierów i górników z Mesyny, opłacając na wagę złota ich trudy. Budowniczych wyrywały sobie liczne grody w osadach greckich leżących na południu Italii. Rolnictwo rozkwitło tak, że oliwy i pszenicy mesyńskiej poszukiwano na wszystkich targach Wielkiej Grecji. Statki kupców mesyńskich krążyły od słupów Herkulesa aż do Archipelagu i azjatyckich wybrzeży. Bogactwo rosło z każdym rokiem.

* * *

A za bogactwem przyszła i moc. Kilka tysięcy peltastów i hoplitów strzegło miasta i kraju, sto galer - przystani. Sparta, która niegdyś skrzywdziła bez miary ten lud, zaniepokoiła się jego potęgą i wysłała tajnych posłów do Sycylii, by ci naocznie przekonali się, czy flota i falangi mesyńskie mogą być groźne dla Lakonii.
Lecz gdy posłowie wrócili, gdy zdali sprawę z wielkości miasta, z jego bogactw, z zysków, które tam zewsząd napływają, z dostatku i wygód, w jakich żyją mieszkańcy, uspokoili się starce z geruzji i zrzuciwszy troskę z serca, mówili do siebie wzajem:
- Zaiste, zbyt im tam dobrze, aby nie mieli zapomnieć o dawnej ojczyźnie.

* * *

Ale mylili się starce z geruzji, wspomnienia bowiem dawnej ojczyzny ani na chwilę nie zatarły się w duszach Mesyńczyków. Nie zasypało tych wspomnień złoto, nie zniweczyły zyski kupców, ni zarobki lekarzy, inżynierów i budowniczych. Pokolenie przekazywało pokoleniu miłość i tęsknotę. By zaś myśl nie odwracała się ani na chwilę od krainy, w której leżały prochy ojców - i aby miłość dla niej była tak trwałą, jak brąz i kamień, weszło wygnańcom w zwyczaj ryć na architrawach świątyń, na przyczółkach gmachów publicznych, na utwierdzeniach i wieżach następujące słowa:
"Pamiętajcie o starej ziemi."

* * *

I pamiętali. - Pamiętali nawet wówczas, gdy w zmiennej losów kolei przyszły nieszczęścia, gdy Ateńczycy opanowali na krótko osadę i gdy Himilkon Kartagińczyk zburzył gród prawie do szczętu. Ludziom wydawało się, że nie ma już Mesyny, ale zapomnieli, że są Mesyńczycy, którzy, błądząc wśród zgliszcz i gruzów, czytali na złomach świątyń i zwaliskach gmachów słowa, które najgłębiej wyryte były w ich sercach:
"Pamiętajcie o starej ziemi."
Więc pamięć przetrwała niedolę. Lata poczęły płynąć. Odbudowało się z sąsiedzką pomocą miasto. Przystań zaroiła się znów od masztów. Rozbłysły w powietrznych błękitach i w słońcu marmury nowo wzniesionych świątyń i pałaców. Wracała z wolna dawna pomyślność.

* * *

Ale oto pewnego dnia "wieścionośna Ossa" przyleciała przez morze z Hellady i jęła głosić w Mesynie, że Teby porwały się do śmiertelnego boju z tą Spartą, która niegdyś podbiła Mesenię, a której stopa zaciężyła kamieniem po wojnie peloponeskiej na piersiach wszystkich Greków. Imiona Epaminondasa i Pelopidasa rozegrzmiały od północnych granic Tesalii i Epiru do skalistych krańców Peloponezu i od wybrzeży Azji aż do słupów Herkulesa. Za Tebami powstały inne miasta helleńskie, Grecja zerwała pęta.
I wieść biegła za wieścią, a każda do gromu podobna. Leukra! Mantynea! Niezwyciężona dotychczas Sparta pobita, wojska jej rozproszone, siła na zawsze złamana, wyludniona Lakonia, opuszczone przyległe, niegdyś zagarnięte krainy!
W Mesynie rozgorzały serca i głowy. Tłumy ludu rozkołysały się jak fale morskie i jak fala zalewały agora i wybrzeża, wyglądając gońców z Peloponezu. Na rynkach i ulicach, przed świątyniami i aeropagiem, w przystani i w ogrodach miejskich rozebrzmiały pieśni na cześć Arystomenesa, na cześć dawnych bojów i dawnej ojczyzny.
Aż wreszcie przybyli gońce z najnowszą wieścią, iż Spartanie broniąc ostatkiem sił Lakonii opuścili starą Mesenię i że cała kraina zmieniła się w na pół bezludną pustynię.
Wówczas lud zebrał się na wielki wiec, archontowie zaś zwołali radę, złożoną ze starców i znakomitych obywateli.

* * *

A w miesiąc później większe i mniejsze statki pokryły tysiącami morze i zwróciwszy dzioby ku wschodowi, wyciągnęły się w jeden nieskończony łańcuch na cichych rozpływach Jońskiego Morza. Na statkach widać było prawie całą ludność Mesyny. Mieszkańcy kwitnącej osady porzucili domy, porzucili sklepy, zyskowne prace, wielkie zarobki i wracali do opuszczonej przed wiekami ojczyzny, do Meseny, do Pylos, do Menote, do dawnych siedzib, do wiosek ukrytych w górskich dolinach, do pastwisk na połoninach Tajgetu, do dawnych cmentarzy, do prochów ojców.
Wracali do krainy mniej żyznej, na jałowe pola, na nowe wysiłki, na nowe trudy w niedostatku i ubóstwie, ale wracali tam, skąd nigdy nie oddalały się ich serca.
Toteż gdy po długiej żegludze wylądowali wreszcie w przystaniach peloponeskich, padli na twarze i obejmując ramionami starą ziemię wołali ze łzami jak dzieci, które po długiej rozłące obejmują matkę kochaną:
"Ziemio-Rodzicielko, nie zapomnieliśmy o Tobie!"

* * *

Tak to przed wiekami kochali Mesyńczycy swoją pierwotną ojczyznę.


Pierwodruk w petersburskim "Kurierze Polskim", 1912.

[powrót]