Henryk Sienkiewicz

"Bez dogmatu"

2 SIERPNIA.

Miałem znów list od Klary. Ona się chyba czegoś domyśla, bo tyle jest litości, tyle współczucia w jej słowach, jakby wiedziała, do jakiego stopnia jest mi źle. Nie wiem i nie chcę dochodzić, czy ona mnie kocha jak siostra czy inaczej, ale czuję, że bardzo mnie kocha. Odpisałem jej tak serdecznie, jak tylko potrafi człowiek nieszczęśliwy, pisząc do jedynej przyjaznej i współczującej duszy. Klara wybiera się do Berlina, a na początek zimy do Warszawy. Namawia mnie, bym przyjechał do Berlina choć na parę dni. Nie pojadę, nie oderwę się od mojej troski, ale rad zobaczę Klarę w Warszawie.
Z Anielką rozmawiamy tylko o rzeczach potocznych, żeby nie zwrócić uwagi starszych pań na ten rozbrat, jaki nas dzieli. Gdy zostajemy na chwilę sami, milczymy oboje. Widziałem kilka razy, że ona chciała coś mówić, ale bojaźliwość zamyka jej usta - ja zaś mam jej do powiedzenia tylko jeden wyraz: "kocham", który wobec tego, co czuję, jest tak niedołężnym wyrazem, że prawie nic nie wypowiada. Bo teraz jest żal w moim kochaniu. Gnębi mnie ciągle myśl, że jej dał Pan Bóg małe serce i że w tym leży tajemnica jej nieugiętości. Dziś, gdy myślę o wszystkim spokojniej, wracam do przekonania, że Anielka może i ma dla mnie jakieś uczucie, złożone z wdzięczności, litości, wspomnień, ale to uczucie nie ma żadnej siły czynnej, nie jest w stanie na nic się zdobyć, nawet na przyznanie, że istnieje. Ona nie ma dla siebie szacunku, uważa się za coś złego, wstydzi się siebie i zapiera, a w porównaniu z moim wygląda tak, jak ziarnko gorczyczne przy tych Alpach, które nas otaczają. Od Anielki można oczekiwać, że uczyni raczej wszystko dla ograniczenia niż cokolwiek dla podsycenia uczucia. Ja od niej niczego się nie spodziewam, niczego nie wyglądam, a tak mi źle z tym przeświadczeniem!

[powrót] [4 sierpnia]