Henryk Sienkiewicz

"Bez dogmatu"

16 SIERPNIA.

Dnie poczynają mi płynąć jednostajniej. Rozmyślam i wypoczywam. Rozmyślania moje często bywają smutne, czasem nie pozbawione goryczy, ale dusza moja była już tak zmęczona, że lubuje się już w tym wypoczynku. Przez niego głównie odczuwam, o ile mi jest jednak lepiej, niż było przedtem. Dużo teraz jesteśmy razem z Anielką; czytamy i rozmawiamy o tym, cośmy przeczytali. Wszystko, co mówię, jest tylko określeniem naszej miłości, rozwinięciem jej, wszystko się do niej odnosi, ale dziwna rzecz, spostrzegam, iż prawie nigdy nie mówię wprost o niej, jakby ten kobiecy strach nazywania rzeczy po imieniu udzielił się i mnie. Sam nie wiem, dlaczego tak jest, ale tak jest. I martwi mnie to, czasem nawet martwi bardzo - i raduje, bo widzę, że Anielka z tego zadowolona, i co więcej, czuję, że mnie za to kocha. Chcąc wytworzyć między nami jak najściślejszy związek duchowy, począłem z nią mówić o sobie; myślałem, że po naszym układzie nie powinienem mieć dla niej nic skrytego. Zamilczałem przed nią tylko o takich sprawach, które mogły obrażać delikatność jej uczuć i czystość jej myśli, ale próbowałem natomiast wcielić ją w ten mój dramat wewnętrzny płynący ze sceptycyzmu i z braku jakiejkolwiek podpory życiowej. Powiedziałem otwarcie, że nie mam nic na świecie prócz jej duszy. Opowiadałem przy tym, co się ze mną działo po jej zamążpójściu, przez jakie zmiany i wstrząśnienia przechodził mój umysł i moje serce od czasu powrotu do Płoszowa, a opowiadałem tym chętniej, że to był, pod pozorem zwierzeń, szereg wyznań, że to wszystko znaczyło: kochałem cię i kocham zawsze nade wszystko. Ją złudził ten pozór zwierzeń i słuchała tego, jakby nie o niej była mowa - ze wzruszeniem, współczuciem, a może i z nieświadomą rozkoszą. Widziałem, jak jej oczy zachodziły nieraz łzami, jak jej pierś wzbierała, jak cała jej istota duchowa szła ku mnie z otwartymi ramionami, jakby mi chcąc powiedzieć: Chodź, bo ci się należy trochę szczęścia! Widząc to, mówiłem jej oczami: Ja sam już się o nic nie upomnę i zdaję wszystko na twoją łaskę.
Czyniłem te zwierzenia jeszcze i dlatego, by zaprowadzić między nami ten zwyczaj, by wszczepić w Anielkę poczucie, że w naszym stosunku tak być powinno. Chciałem ją zmusić niejako, by odpłaciła mi wzajemnością i opowiedziała mi także, co się działo przez ten czas w jej głowie i sercu. Ale nie mogłem tego dokazać. Próbowałem pytać, lecz słowa przechodziły jej przez usta z taką trudnością, taki znać było po niej przymus, żem pytać poniechał. Ona, chcąc być zupełnie otwartą, musiałaby mówić, co czuła dla mnie i jaki był jej stosunek do męża. Ja właśnie chciałem ją do tego przywieść - ale na to nie pozwalała, po pierwsze, jej wstydliwość, po wtóre, uczucie lojalności wobec Kromickiego.
Rozumiem te rzeczy doskonale, a jednak nie mogę się obronić wielkiej przykrości; mój pesymizm mówi mi bowiem: Ty wyłącznie ponosisz koszta stosunku; ty dajesz jej wszystko, a otrzymujesz w zamian prawie nic; łudzisz się, że jej dusza jest twoją, tymczasem nawet ta dusza pozostaje dla ciebie zamkniętą - co więc właściwie posiadasz?
Uznaję prawdę tego głosu - i liczę tylko jeszcze na przyszłość.

[powrót] [17 sierpnia]