Henryk Sienkiewicz

"Bez dogmatu"

22 WRZEŚNIA.

Chory jestem zupełnie. Zaziębiłem się wczoraj wracając do domu, bo w sali koncertowej panował niesłychany upał - było mi duszno, więc wyszedłszy na świeże powietrze nie nałożyłem paltota i powróciłem skostniały do hotelu. Każde odetchnięcie sprawia mi takie wrażenie, jakby płuca moje rozszerzając się trafiały na ostrza ukrytych pod łopatkami szpilek. Robi mi się na przemian to gorąco, to zimno. Nie mogę ugasić pragnienia. Ogarnia mnie chwilami wielka niemoc i czuję, iż nie zdołałbym zejść ze schodów. O wyjeździe nie może być i mowy. Nie potrafiłbym wsiąść o własnej mocy do wagonu. Pisząc słyszę swój własny oddech trzykroć szybszy i głośniejszy niż zwykle. Jestem przekonany, że gdyby stan moich nerwów był inny, oparłbym się temu wczorajszemu chłodowi i nie zaziębił, ale w obecnym stanie rzeczy straciłem wszelką oporność. Dostałem niezawodnie zapalenia płuc.
Będę się jednak trzymał na nogach, póki będę mógł. Rano, jakem się tylko poczuł chorym, napisałem co prędzej do ciotki, że się czuję zdrów i że za parę dni wyjeżdżam. A za parę dni, jeśli zostanę przytomny i będę miał dość sił, znów napiszę to samo. Prosiłem ciotki, żeby listy i depesze, jakie do mnie nadejdą, kazała przesłać do bankiera B. w Berlinie. Będę się starał, by nikt w Płoszowie nie dowiedział się o mojej chorobie. Jak to dobrze, żem się wczoraj pożegnał z Klarą!

[powrót] [23 września]