Henryk Sienkiewicz

"Bez dogmatu"

24 PAŹDZIERNIKA.

Oto, co Klara mi pisze:
"Drogi mój panie Leonie! po otrzymaniu listu pańskiego byłam jak odurzona ze szczęścia i chciałam zaraz wracać do Berlina. Ale właśnie dlatego, że pana bardzo kocham, posłuchałam głosu, który mi mówił, że najwyższa miłość nie powinna być najwyższym egoizmem i że mi nie wolno poświęcać pana dla siebie.
Pan mnie nie kocha, panie Leonie. oddałabym życie za to, gdyby było inaczej - ale pan mnie nie kocha. List pański jest tylko porywem wdzięczności i jakiejś rozpaczy. Od pierwszej chwili spotkania się naszego w Berlinie spostrzegłam, że pan nie jest ani zdrów, ani szczęśliwy - i jak dalece niepokoiłam się o pana, dowód w tym, że chociaż się pan ze mną pożegnał i zapowiedział swój wyjazd, posłałam jednak do hotelu dowiedzieć się, czy pan naprawdę wyjechał, i posyłałam następnie co dzień, póki mi nie odpowiedziano, że pan chory. Potem pilnując pana w czasie choroby przekonałam się, że i druga moja obawa była słuszna i że ma pan ukryte jakieś wielkie zmartwienie, czy też doznał pan jednego z takich bolesnych zawodów, po których trudno się z życiem pogodzić.
Teraz mam przekonanie - i Bóg jeden widzi, jak mi z nim ciężko - że pan chce związać swój los z moim, żeby się zagłuszyć, żeby o czymś zapomnieć, żeby sobie zamknąć jakieś drogi. A wobec tego podejrzenia, czy ja mogę się na to zgodzić? Odrzucając pańską rękę, będę, w najgorszym razie, przez całe życie bardzo nieszczęśliwa, ale nie powiem sobie nigdy: jestem mu ciężarem i kulą u jego nogi. Ja pana pokochałam nad wszystko, od pierwszej chwili poznania, zatem od dawna, więc już przywykłam do tego smutku i do tych zmartwień, jakie płyną z rozłączenia, z braku nadziei i z tej pewności, że się nie jest kochaną. Źle mi z tym żyć, ale to jeszcze mogę wypłakać, czy przez łzy jak zwykła kobieta, czy przez muzykę jako artystka. Zawsze zostaje mi ta pociecha, że gdy pan czasem pomyśli o mnie, to pomyśli: «moja dobra siostra». I tym żyję. Ale gdybym została żoną pańską i gdybym spostrzegła, że pan żałuje swego porywu, że pan nie jest szczęśliwy i że mnie znienawidził, to bym umarła z pewnością.
Przy tym ja sobie mówię: coś ty takiego uczyniła, czym się tak zasłużyłaś, żeby być tak bez miary szczęśliwą? Bo aż strach bierze, gdy się o takim szczęściu pomyśli. Czy pan to rozumie, że można kochać nie tylko z całej duszy, ale i z pokorą? Ja wiem, że można, bo tak kocham.
I już to wydaje mi się zuchwalstwem, że jednak nie mam odwagi wyrzec się zupełnie nadziei. Ale niech mi pan tego nie bierze za złe: Pan Bóg jest taki miłosierny, a człowiek tak bardzo pragnie szczęścia, że sił brak, by zamknąć przed nim drzwi raz na zawsze. Jeżeli mi pan powtórzy, czy za pół roku, czy za rok, czy kiedykolwiek w życiu, że mnie pan chce jeszcze, wówczas wszystko mi się nagrodzi - i to, co już przecierpiałam, i te łzy, których nie mogę wstrzymać teraz.
Klara."
Jest we mnie człowiek, który umie odczuć i ocenić każde słowo tego listu. Nic z niego dla mnie nie ginie i mówię sobie: tym bardziej warto wrócić, im bardziej to serce jest uczciwe, proste i kochające.
Ale jest we mnie także człowiek zmęczony, któremu odebrano siłę życia, który współczując nie kocha, bo w tamto uczucie włożył wszystko, co w nim było - i który widzi jasno, że gdy raz odejdzie, to już mu będzie niepodobieństwem wrócić.

[powrót] [28 października]