Henryk Sienkiewicz

"[List do przyjaciół]"

. . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . .
Bo się spali. Ty, Władku, przez Bóg żywy, cave!
Tyś piersiowy, więc porzuć, póki czas, Warszawę!
Co cię tam wiąże? Pawiński? Czy smutki
Tłoczą ci duszę? A ty kwiatek niezabudki
Zwiędły pod żarem westchnień chcesz tulić do łona.
W myślach stoi ci zawsze święta, spromieniona
Jakaś postać urocza. Ot! smutku przyczyna
Prawdziwa! A więc co tam! - Hej, wiwat Regina!
Krzyknij całym obszarem piersi i stwierdź jakim czynem,
Że pro Regina dałbyś vitam et sanguinem.

Ja bym nie dał! Po krótkiej komedii skończonej
Dzisiaj jestem podobny do lampy zgaszonej,
Choć nie chcąc przez tężyznę do kłamstwa się zniżyć,
By ją zapalić! Więc też nie czując odwagi -
Wprost ze strachu uciekłem tutaj między szlagi,
I daję słowo, wolałbym tu siedzieć wieki,
Niż w Warszawie być nawet ministrem bez teki,
Do szczególnych poruczeń. Niewielka to szansa!
Pas si bête! Wolę tutaj grywać w preferansa
Z komisarzem włościańskim albo z kanonikiem
Gadać o teologii.
                                Zresztą z pewnym szykiem,
Nawet z pewnym komfortem człowiek na wsi żyje.
Z obowiązku kilkakroć w święta się upije
I wpada w somnambulizm nieuchwytny, boski.
Zda mu się, że dziedzicem jest prześlicznej wioski;
Zda mu się, że słowiki nocą księżycową
Leją deszczem harmonii ponad senną głową,
Że z pól smętny ryk bydła i odgłos ligawy
Pastuszej go dochodzi - a pobliskie stawy,
Błyszczące srebrem między lasem i ogrodem,
Senny pacierz mu grają nad słońca zachodem;
I że w oszklonym ganku postać ukochana,
A urokiem miłości jak wonią oblana,
Czeka nań, wita śmiechem i piosnką wesołą
I obciera mu dłonią potem zlane czoło;
Że niezużyta dusza pod każdym wrażeniem,
Jako stal uderzana hartownym krzemieniem,
Sypie iskry z zapału, wiary i miłości -
Spokojna swą przeszłością, widząca w przyszłości
Różany wianek szczęścia. Dosyć. Tam, do kata,
Myśl moja mimo woli gdzieś wysoko wzlata.
Trzeba ją jak rumaka na miejscu osadzić,
Okiełznać i bezpiecznie na ziemię sprowadzić.
Pomnisz: "Poeta stał się prozaikiem"? - Chyba
Do tego obskurnego i zwiędłego grzyba
Okolskiego te słowa stosować należy;
Choć prawda, że i Konrad już pono nie wierzy
W poezję życia. Prawda! Słowa były wieszcze,
Konrad jest prozaikiem, a ja będę jeszcze;
Władek za to nie będzie - z pewnością! Nad Bronkiem
Nie płaczę; on w przyszłości przykładnym małżonkiem,
Ojcem, obywatelem będzie i tak dalej,
Jego starość nie zmrozi, a młodość nie spali -
Lecz Władek! Jakiś wieszczy zapał mnie napada,
Władek za bohatera dramatu się nada.
Konrad będzie bogatym starym kawalerem,
Białobrzeski biskupem, a ja guwernerem;
Słowem, w swą przyszłość patrzeć możemy bez trwogi.
Lecz królem nikt nie będzie - za wysokie progi!

Śniło mi się niedawno, tak jakoś z niedzieli,
Żeśmy we trzech wóz jeden gościńcem ciągnęli;
Ja szedłem z boku, droga wydała się rajem:
Głupota za stangreta, a z tyłu lokajem
Była zarozumiałość. Na wozie siedziała
Jakaś postać przepyszna, królewska, wspaniała,
W białych szatach, w diademie i z jasnym obliczem;
Czasem głosem wspomogła, czasem nawet biczem
Dodawała otuchy. To najwięcej rani,
Gdy nie stangret popędza, ale sama pani!
Tfu, do diabła! Toć w żadnym ze starych herbarzy
Ni w sądach podkomorskich czytać się nie zdarzy,
Aby szlachcic brał batem.
Bat i szubienica
To dla mieszczan i chłopów, lecz nie dla szlachcica!
A to szlachcic wziął batem, ha! czas wszystko zmienia.
"Tu zaszła zmiana w scenach mojego widzenia."

Jam się oberwał. Ale gdzieś w dzikim parowie
Jakiś głos usłyszałem. Słowo wam po słowie
Powtórzę, com [u]słyszał, gdym tam smutny siedział:
"Między koniem a osłem niewielki jest przedział."
Mówił to głos surowy. Z cicha wam nadmienię,
Że ten głos było pewno ma własne sumienie.
"Człowiek nie bydlę, w jarzmo jemu nie przystało
Wprzęgać się." We mnie serce od wstydu zadrżało,
Czułem dziwne wyrzuty, bóle i cierpienia.
"Tu zaszła zmiana w scenach mojego widzenia."

Widziałem was ciągnących dalej, a zmęczeni,
Zlani potem, ciężarem przyparci do ziemi -
Spiekłymi usty powiew wiatru łapiąc świeży,
Wyjąc z bólu, podarte łachmany odzieży
Drąc na piersiach, padliście kryjąc lica w dłonie;
Wóz jednak poszedł dalej, bo go inne konie
Porwały i uniosły w nieskończoność ciemną -
Dalej... Głos jakiś nagle ozwał się nade mną,
Zbudziłem się, westchnąłem, prysnęły widzenia
I już brakło zmian w scenach mojego widzenia!

    Ale to wszystko kłamstwo - wiecie, naturalnie -
Że kłamstwo, że to nie sen. Chciałem oryginalnie
Skończyć ten list przydługi i dlatego może
Kłamałem.
                  Na sam koniec serce wam roztworzę
Jako stary przyjaciel. Nie lapa, zapewniam,
Ja się dziś lada głupstwem czyim nie rozrzewniam
I nie płaczę o przeszłość, lecz żal mi swobody
I wesołych chwil z wami. Jam może za młody,
Może egzaltowany, nadto pełny mrzonek.
Lecz trzeba wyznać! Władku! Noszę już pierścionek.
Konradzie! Ty odgadniesz, na czyjej on ręce
Błyszczał pierwej. Nie pomnę, czym ci o Helence
Wspomniał przed odjazdem, i przykro mi nawet,
Żem twej ufności we mnie nie płacąc wet za wet,
Nie powiedział: że wszystko dawno ułożone,
Że jednym słowem, biorę Helenkę za żonę.
Moja droga Helenka nie bardzo bogata,
Ale dobra, łagodna, znajdzie we mnie brata,
Co jej życie rozjaśni szczęściem, rozweseli,
Co z nią uśmiech radości, łzy smutku podzieli
Jak ostatni kęs chleba.
                                Już do was nie wrócę,
Gdyż zapewne na zawsze Warszawę porzucę.
Tutaj będę pracował przy drogiej mej żonie,
Aż mnie cisza cmentarna spokojem owionie
I do snu mnie utuli jak niemowlę liche.
Dosyć! W mej duszy jakieś dziwne szepty ciche
Mówią, że trochę szczęścia starczy człowiekowi -
Oczy mi łzami brzękną! Dosyć!
                                                       Bądźcie zdrowi!

[Bielice 1869]


Urywek ten, powstały również w r. 1869 w Bielicach, wydał z opuszczeniami St. Demby jako "Nieznany list Sienkiewicza" w "Warszawiance" 26. X. 1924, nr 1, s. 5. W tece Bernackiego zachowała się kopia maszynowa, którą Chrzanowski "przed laty", zapewne w r. 1901, otrzymał od K. Dobrskiego. Na niej oparto tekst obecny. Zarówno Demby jak Chrzanowski (w notce na kopii) przyjmują, iż "List do przyjaciół" jest ułamkiem poematu, z którego pochodzi urywek poprzedni. Ponieważ pogląd taki wydaje się mało prawdopodobny, urywek bowiem pierwszy jest opowiadaniem, drugi zaś zwraca się wprost do kolegów, Władysława Andrychiewicza, Bronisława Łąckiego i wspomina Edwarda Białobrzeskiego, podano je tutaj oddzielnie.

[powrót]