Henryk Sienkiewicz

"Mowa na odsłonięcie pomnika
Adama Mickiewicza w Warszawie"

nie wygłoszona z powodu zakazu rządowego

Duch Jego był zawsze między nami, ale serca chciały mieć blisko jego ziemską postać, a oczy tęskniły do niej - i tęskniły tak długo, tak gorąco, że stał się wreszcie ów cud, który On, nasz wieszcz, pierwszy przewidział i wyśpiewał:

Jak bajeczne żurawie na dzikim ostrowie,
Nad zaklętym pałacem przelatując wiosną
I słysząc zaklętego chłopca skargę głośną,
Każdy ptak chłopcu jedno pióro rzucił,
On zrobił skrzydła i do swoich wrócił.

I tak się stało. Na kształt owych ptaków, które zaklętemu królewiczowi rzucały swe pióra, wszyscy mieszkańcy naszej Ojczyzny, zarówno możni jak biedni, póty z takim wytrwaniem i z tak nieprzebraną miłością znosili swój grosz ofiarny, póki nie nadeszła szczęśliwa chwila, w której wieszcz wrócił do nas i stanął między nami - nasz Wielki i Umiłowany.
Jeśli kiedy żyjące pod prawem Chrystusa ludy wznoszą lub wznosić powinny posągi takim swym synom, którzy albo chwałą okryli swój naród, albo chociaż z ofiarą życia, wskazali mu nowe szlaki, wielkie cele, wielkie idee, albo wreszcie czy to dziełem sztuki, czy potężnym twórczym słowem umieli wyrazić najszlachetniejsze porywy piersi ludzkiej - to z dumą możemy powiedzieć, że nie ma w świecie pomnika, który by wzniesion był słuszniej i sprawiedliwiej.
Bo gdyby zwrócić się do tych tysiąców i zapytać: kto opromienił nas największą sławą, kto najpotężniej wyraził to, co w nas jest cne i szlachetne, co idzie z Boga, co jest wiarą, nadzieją i Chrystusowym przykazaniem miłości? - kto kochał za miliony? - wówczas wszystkie piersi wydałyby jeden okrzyk:
- Ten ci jest!
Był największym między naszymi wieszczami. Jako poeta zajaśniał słonecznym światłem sławy, więc otoczyły go podziw i cześć.
Ogrzewał jak słońce, więc dawał życie; umiał być "arką przymierza między dawnymi a nowymi laty", więc życiu temu dawał moc taką, jaką ma drzewo olbrzymie, które korzenie głęboko w rodzinną ziemię zapuszcza, a czoło wznosi ku niebu.
Wypleniał nienawiść, a uczył kochać, więc zebrał plon miłości. I za to właśnie, wiecznie jak żywe źródło bijąca moc życia, to cześć i ta miłość, złączone razem, wzniosły ten pomnik, w którym tkwią zaklęte w spiż dwie nieśmiertelne dusze: Jego i Narodu.
I oto jest między nami, oto zamieszka wśród nas! Zaiste wielka po dwakroć, szczęsna i pamiętna chwila!
Niechajże będzie pozdrowion w stołecznej Warszawie! Niech schylą się przed Nim głowy, a podniosą ku Niemu serca i niech usta nasze wykrzykną w radosnym uniesieniu:
- Chwała Ci, królu pieśni!

[1898]


Tekst mowy, wskutek zakazu policyjnego nie wygłoszonej i nie drukowanej 24.XII.1898, ukazał się w krakowskim "Czasie" 1899, nr 4. W dziewięć lat później autor włączył go do tomiku "Dwie łąki" (1908), za którym idzie tekst obecny.

[powrót]