Henryk Sienkiewicz

"O genezie «Quo vadis»"

[Odpowiedź na pismo A. Goldemara]

Szanowny Panie Kolego!

Wczoraj dopiero powróciłem z Galicji z polowania, które przedłużyło się trochę i spowodowało opóźnienie mej odpowiedzi. Niebawem opuszczam Warszawę, aby towarzyszyć mej chorej córce, prawdopodobnie do Korfu. Wskutek tego nie jestem w stanie zadość uczynić wyczerpująco Pańskiemu życzeniu.
Pyta mię Pan, w jaki sposób powstała w mej wyobraźni myśl napisania Quo vadis. Był to rezultat licznych przyczyn. Miałem zwyczaj od wielu lat przed zaśnięciem wczytywać się w dawnych dziejopisów łacińskich. Robiłem to nie tylko z zamiłowania do historii, którą się zawsze bardzo interesowałem, ale również ze względu na łacinę, której nie chciałem zapomnieć. To przyzwyczajenie pozwalało mi czytać prozaików i poetów łacińskich bez wszelkich trudności, budziło zarazem coraz gorętszą miłość do świata starożytnego.
Najsilniej pociągał mię jako historyk Tacyt. Wczytując się w Annales, niejednokrotnie czułem się kuszonym przez myśl przeciwstawienia w pracy artystycznej tych dwóch światów, z których jeden był potęgą rządzącą i wszechmocną machiny administracyjnej, drugi reprezentował wyłącznie siłę duchową. Myśl ta pociągała mię jako Polaka przez swą ideę zwycięstwa ducha nad siła materialną; jako artystę porywała mię przez wspaniałe formy, w jakie umiał przyoblekać się świat starożytny.
Siedm lat temu, podczas mego ostatniego pobytu w Rzymie, zwiedzałem miasto i okolice z Tacytem w ręku. Mogę śmiało rzec, iż sama myśl już była we mnie dojrzała; szło tylko o znalezienie punktu wyjścia. Kaplica "Quo vadis", widok bazyliki św. Piotra, Góry Albańskie, tre fontane - dokonały reszty.
Wróciwszy do Warszawy, rozpocząłem studia historyczne, które natchnęły mię jeszcze większą miłością do zamierzonego dzieła.
Taka jest geneza Quo vadis. Wszystko, co Panu piszę jest nadto krótkie i suche, ponieważ do tych motywów można by dodać jeszcze wiele innych - me uczucia osobiste, wędrówki po katakumbach, przecudny krajobraz, który otacza zawsze miasto wieczne, akwedukty widziane o wschodzie lub zachodzie słońca...
Lecz nie mogę pisać dłużej. Zresztą sądzę, iż to, co powiedziałem, może najwyżej posłużyć Panu jako tekst do artykułu, który pod Pańskim piórem, przy Pańskiej znajomości języka francuskiego, będzie piękniejszy, bogatszy i barwniejszy niż to wszystko, co ja sam mógłbym napisać. Racz Pan przyjąć, Szanowny Panie i Kolego, wyrazy mego wysokiego poważania.

Henryk Sienkiewicz

[1901]


Oryginał francuski ukazał się w dzienniku "Gaulois". Pierwodruk tekstu polskiego w wielu dziennikach, jak "Czas" 1901, nr 67, i tygodnikach, jak "Kraj" nr 10.

[powrót]