Henryk Sienkiewicz

Zemsta rabina

przez Edwarda Siebeckera.
Przełożył z francuskiego X. X.

Spożywszy sumiennie w knajpce dwa knackwursty, porcję nóg wołowych i zapiwszy trzema kuflami piwa (razem 50 fenigów) pan porucznik Otto von Haeringshaff, którego pułk stał garnizonem w Strassburgu, udał się do swej kwatery, gdzie znalazł list od matki.
Hochwohledelgeborene Frau Gräfin Frieda von Haeringshaff pisała, co następuje:

"Drogi Ottonku!

Wszystko składa się jak najgorzej i jeśli tak potrwa, siostry twoje umrą pannami. Po prostu nie ma za co kupić im sukien, żeby mogły wystąpić na dorocznym balu u przedsiębiorców okrętowych z Haeringshaffu.
Twój nieboszczyk ojciec (niech Bóg opiekuje się jego duszą) zgrzeszył przez dumę. Poświęcił wszystkie pieniądze, które przyniosła mu wojna francuska, na odnowienie naszego rodzinnego zamku i nie sprzedał tych wszystkich mebli, a zwłaszcza zegarów, które przywiózł z Francji. I co miał za powód? Oto mówił, że przypominają mu one zwycięstwo pod Welches; a teraz ciążą nam te zegarzyska na karku, zapełniają wszystkie pokoje, psują się, rdzewieją i tyle!
Byłabym za to, co one warte, przepędziła ze dwa lata w Berlinie, gdzie i nasze nazwisko, i piękność twoich sióstr z pewnością zrobiłaby wrażenie, a teraz i sprzedawać tych rupieci francuskich nie można, bo byłoby to przyznać się do zupełnej ruiny. Już sama nie wiem, co robić. Co dzień upokorzenia! Wczoraj Żyd Mayerle przychodził po raz dziesiąty po te trzy tysiące talarów, które jeszcze ojciec twój nieboszczyk przed sześciu laty pożyczył. Co mnie to kosztowało poniżać się przed takim Żydem i prosić o zwłokę - nie uwierzysz! Ale czas temu koniec położyć. Ty, syn szlachetnego narodu pruskiego, naczelnik rodu Haeringshaffów, musisz także liczyć każdy grosz, jak jaki nędzny Sakson lub gburowaty Bawar! Nie, Ottonku, tak być nie powinno i wiedz, że w tej chwili trzymasz swój los w ręku.
Słuchaj! Widok tego Żyda poddał mi pewną myśl. We Francji bywa tak często, że synowie najpierwszych rodzin żenią się z bogatymi Żydówkami. Żydzi są wprawdzie przeklęci, ale o Żydówkach nasza Biblia nie wspomina. Chcąc uzyskać zwłokę, musiałam naturalnie pochlebiać Mayerlemu i powiedziałam mu tak: «Kto pana pozna, ten zrozumie, dlaczego we Francji synowie pierwszych rodzin żenią się z Izraelitkami. Żebyś pan miał tak córkę dla mojego syna!» Żydzisko, jak to usłyszało, aż mu się oczy zaiskrzyły i powiada mi: «Ja córki nie mam, ale mam siostrzenicę, co będzie po Mayerlem dziedziczyć, a jak ona będzie po Mayerlem dziedziczyć, no to ona nie będzie biedna. To jest córka siostry mojej nieboszczki żony, która była rodem z Alzacji. Selmel Weill - właśnie siostra mojej żony - poszła za Szmula Kahna, co handlował wołami i umarł w czasie francuskiej wojny, i mieli córkę jedynaczkę. Matka kazała ją edukować w Nancy w bardzo paradnym pensjonacie, ale i matka umarła, a mała Sara wyrosła i jest teraz u swego dziadka, rabina Dawida Kahna w Alzacji, w Lobsaun niedaleko od Soulz-sous-Forêt. Ja nie mam przesądów, u mnie chrześcijanin, byle porządny człowiek, taki dobry jak i Żyd, i jeśli moja siostrzenica się zgodzi, to się jej ani pani hrabina, ani panny hrabianki, ani młody hrabia nie powstydzą. A jak jej Mayerle da posag - to się go i książę nie powstydzi. Kto Sarę zobaczy, ten nie zaprzeczy!»
Powiadają, że Mayerle ma pięć milionów, i sam wiesz, że cały handel śledziami z Bałtyku idzie przez jego ręce. Prócz tego jest na czele towarzystwa ubezpieczeń statków.
Posyłam ci jego list do rabina Khana. Poleca cię bardzo... Z tym listem będziesz przyjęty jak najlepiej. Niech cię niebo błogosławi, mój drogi, szlachetny synu! Ściskam cię i posyłam uściski od sióstr.

Frieda von Haeringshaff."

W kilka dni później porucznik Otto, przybrany w paradny mundur, z czapką na prawym oku, z rudą brodą w wachlarz, należycie zapięty i wypięty, zajechał uroczyście do wioski Lobsaun, słynnej ze swych win i ze swych źródeł nafty.
Pierwszemu spotkanemu chłopcu kazał sobie pokazać dom Reb Dawida, przywiązał konia przy furcie i wszedł na dziedziniec. Rabbi zajęty był rozmową z kilkoma przyjaciółmi, między którymi pan porucznik zauważył siwowłosego i siwowąsego, silnego jak dąb starca, z czerwoną wstążeczką w dziurce surduta.
Przeprasza! Porucznik Otto ściśle biorąc nie raczył go zauważyć, mimo woli tylko dosłyszał, gdy ktoś nazwał starca komendantem Braunem.
Rabin łatwy był do poznania w otoczeniu, więc porucznik kiwnąwszy głową oddał mu list Mayerlego, sam zaś zwrócił oczy na werandę, z której dochodziły wesołe śmiechy kobiece.
Kilka kobiet otaczało tam młodą dziewczyną, która stojąc na stole zawieszała girlandy ze złoconego papieru między słupami werandy. Na każdej girlandzie kołysały się napełnione owocami trójkolorowe o francuskich barwach koszyki.
Dziewczyna była cudna. Stojąc na czele ze wzniesionymi rękoma i podaną naprzód piersią, mogła służyć za model dla rzeźbiarza. Przepyszne jej włosy połyskiwały błękitno na skrętach warkoczy, oczy miała wielkie, czarne i słodkie, prawdziwe oczy gazeli; rysy nieporównanej czystości linii. Poezja młodego dziewczęcia łączyła się w niej z dystynkcją szlachetnego kwiatu, nad którym od pierwszych dni czuwała umiejętna i troskliwa ręka.
Była to Sarah, czyli "piękna Siora", jak ją nazywał Mayerle.
Rabbi czytał list, a porucznik Otto von Haeringshaff oka nie spuszczał z cudnego zjawiska i byłby długo patrzył, gdyby wreszcie Rabbi nie przerwał jego zachwytu.
- Panie hrabio! - rzekł stary Żyd. - Nie mogę panu dać żądnej odpowiedzi bez naradzenia się z osobą, o którą głównie chodzi. Propozycja Mayerlego jest tak dalece sprzeczna z naszymi obyczajami, że po prostu jestem nią zdumiony. Zostaw mi pan jednak swój adres, a ja przyniosę panu odpowiedź do Strassburga.
Porucznik przyłożył palce do czapki, następnie przeciągnął je po rudych falach swej brody, rzucił wzrokiem zwycięzcy na Sarę, która patrzyła na niego z ukosa i niezbyt łaskawie, bo przez ramię; wreszcie zrobił lewo w tył i odszedł, jak przyszedł, prosty, sztywny, zapięty, wypięty.
Przez kilka dni cała starszyzna z Lobsaun była w ruchu. Konferencje odbywały się kolejno, to u proboszcza katolickiego, to u pastora, to u komendanta Brauna. Dwaj ci duchowni tak różni wyznaniem i trzeci, stary wolterianin, zgadzali się przecie jak synowie jednej matki w jednym wielkim ziemskim uczuciu: mianowicie w miłości dla Francji i tęsknocie po niej.
- Jak to, rabinie Dawidzie - mówił na wszystkich konferencjach stary komendant - masz sposobność poniżyć nieprzyjaciela, pomścić twego Szmula, któremu te szelmy skradli woły, a samego zabili pod pozorem, że je dostawiał armii francuskiej, i nie chcesz z tej sposobności skorzystać? To chyba nie jesteś patriotą, a w takim razie niech mnie pierwsza kula nie minie, jeśli ci kiedy podam rękę.
Wskutek podobnych przemówień i pogróżek Reb Dawid pojechał na koniec do Strassburga.

* * *

Jaśnie wielmożnej pani hrabinie Fridzie von Haeringshaff. Zamek Haeringshaff. Pomerania.
"Najdroższa i szlachetna mamo!

W tej chwili wyszedł ode mnie Żyd Dawid, który przyniósł mi odpowiedź.
Ta miła wnuczka powiada, że w takim tylko razie nie uważałaby na wyznanie, gdyby szła za Francuza, jeśli zaś nie ma iść za Francuza, to wyjdzie tylko za człowieka wyznającego religię mojżeszową.
«Panie hrabio! - powiedział mi Żyd - są przykłady, że ludzie prawdziwie zakochani często poświęcali swą religię dla przedmiotu swych uczuć. Nie potrzebuję panu mówić, jak takie poświęcenie ujmuje każdą kobietę. Namyśl się pan!»
Chciałem odpowiedzieć: «Jużem się namyślił» - i wyrzucić go przez okno, alem się wstrzymał, bo postanowiłem sobie raz na zawsze nie robić nic bez poradzenia się mamy.
Całuję mamine ręce!

Otto."

Jaśnie wielmożny hrabia von Haeringshaff. Strassburg.

"Mój drogi synu!

Podzielam twe oburzenie i pochwalam umiarkowanie. Mayerle daje zaraz 150 000 talarów, a po śmierci pięć milionów marek.
Moje drogie i szlachetne dziecko! czyń, jak chcesz, chociaż co prawda nie mamy nic już prócz długów.
Przyszedł mi mimo woli na myśl Henryk IV, który, jak wiesz, powiedział: «Paryż wart jest mszy!»
Zresztą gdybyś raz otrzymał ten posag, ciekawa jestem, kto by ci mógł zabronić wrócić znów na łono prawdziwej wiary, której naucza nasza Biblia.
Jednak nie chcę na ciebie wpływać ani gwałcić twego sumienia.
150 000 talarów są płatne zaraz, pięć milionów po śmierci testatora. Nie donosiłam ci, że biedny Mayerle ma astmę!
Ściskam cię serdecznie.

Przywiązana matka,

Frieda von Haeringshaff."

JWhrabinie Friedzie von Haeringshaff

"Najdroższa mamo!

Stało się. Łatwiej jednak wysłuchać mszy niż przejść to co ja przeszedłem. Zbyt wiele mam dla mamy uszanowania, żebym miał jej opisywać te barbarzyńskie i głupie ceremonie, przez które trzeba przejść przyjmując judaizm. Przez osiem dni muszę pozostać w swym pokoju, ale jak tylko wyjdę, pojadę do Lobsaun. Zdaje się, że wszystko pójdzie dobrze, bo nie ma już przeszkód.

Otto."

W tydzień później hrabina Frieda odebrała list następujący:

"Kochana mamo!

Wracam z Lobsaun upokorzony i wściekły. Czy mama wie, co mi ta sroka odpowiedziała? Oto:
«Nie pójdę nigdy za renegata!»
W pierwszej chwili chciałem wyciągnąć szablę i porąbać ją, rabina, wszystkich Żydów, cały dom. Ale byłem po cywilnemu i prócz tego bałem się rozgłosu.
Jakkolwiek myślę, że będą milczeli, bo własny interes im to nakazuje, jednak muszę zmienić pułk. Tymczasem biorę urlop i jadę połamać kości Mayerlemu. Ale też mama ładnie mnie urządziła! nie ma co mówić!

Otto."

Po upływie miesiąca hr. Otto von Haeringshaff odebrał następujące faire part z Alzacji:

"Były rotmistrz strzelców afrykańskich i kawaler legii honorowej, Braun, ma zaszczyt prosić JWhr. Otto von Haeringshaff na ślub swego syna Edwarda Brauna, kapitana żuawów, z panną Sarą Kahnówną. Ślub odbędzie się dnia ... roku ... etc."


Humoreska, wymierzona przeciw butnemu junkierstwu pruskiemu, ukazała się w "Słowie" 5. IX 1887, nr 196. - Autorstwo przekładu oraz czas jego powstania ustala list Sienkiewicza do J. Janczewskiej noszący datę: Gastein, 28. VIII 1887; czytamy tam: "Z okropnych nudów przełożyłem powiastkę pt. Zemsta rabina, którą posłałem Godlewskiemu" tj. redaktorowi "Słowa".

[powrót]