Henryk Sienkiewicz

Fragment powieści o cesarzu Othonie

Rankiem dn. 15 stycznia Galba, jako najwyższy kapłan, składał zwykłą ofiarę w świątyni Apollina. Biała jałówka ze złoconymi rogami leżała zabita przed ołtarzem, z brzuchem otwartym, nad którym pochylał się w skupieniu augur Umbricius, aby zbadać barwę i układ wnętrzności. Cezar stał na stopniach ołtarza, ze złotym czerpakiem w dłoni, ale że siły złamane wiekiem nie pozwalały mu zachowywać długo postawy stojącej, przeto Piso, przybrany od trzech dni jego syn i następca, podtrzymywał go pod jedno ramię, pod drugie zaś konsul Vinius. Tuż za nimi stał Lakon, prefekt pretorianów, z twarzą nadętego głupca, i urodziwy Otho, niegdyś ulubieniec Nerona i czasowy mąż pięknej Poppei, a nieco poniżej wyzwoleniec Icelus, zaufany Galby, bogacz, słynny złodziej i zdzierca, o którym mówiono, że w pałacu swym posiada tyle milionów gotówki, ile Otho ma długów. Boki i nawę właściwą świątyni napełniali kapłani, senatorowie, urzędnicy pałacowi i rycerze oraz oficerowie pretoriańscy i z legii illiryjskiej, która wezwana do Rzymu jeszcze przez Nerona przeciw Windeksowi, miała swą kwaterę przy najbliższej od świątyni bramie.
Od czasu do czasu cesarz zwracał się ku stojącym tuż za nim kapłanom po mąkę ofiarną lub po wino - i wówczas można się było dobrze przypatrzeć jego starej, jakby wykutej z kamienia twarzy o rysach surowych i ostrych, a pozbawionych majestatu.
Toteż oficerowie, między którymi nie cieszył się miłością, drwili z niego po cichu. Maevius Pudens, jeden z zaufanych przyjaciół Othona, szeptał do Antoniusza Taurusa:
- Widzisz ten obraz starego skąpca? Nos schodzi mu się z brodą, a palce ma jak haki okrętowe, które nie popuszczą tego, co raz uchwycą.
- Nic nie dali żołnierzom, ani stary, ani jego przybrany synalek Piso. Niesłychana i niebywała rzecz! - odrzekł A. Taurus.
- Za to rozegnali nas wielu na cztery wiatry. Z głodu pomrzecie, jeśli nie zlitują się nad wami bogowie albo Othon.
- Wiem. Otho hojny jest jak prawdziwy cezar, a ty jnni[?] są pod jego ręką, która rozdaje. Ale dlaczego mówisz, że to on ma się zlitować nad nami?
- Mówię, że takim samym prawem mógłby was głaskać, jakim Galba was dusi...
- Ba, Galba jest cezarem.
- Ale nim przedtem nie był.
- Co mówicie? o czym? - zapytał wsuwając między nich głowę Aemilius Pacensis.
- Mówię - odrzekł Maevius - że ojciec Othona tak był podobny do cesarza Tyberiusza jak dwie krople wody... Sama Livia nie umiała jednego od drugiego odróżnić.
- Więc co?
- A nic. Być może tylko, że w Othonie płynie krew Klaudiuszów...
- Nie rozpowiadaj głośno takich rzeczy. Lakon ma wszędzie swoich szpiegów.
- Powtarzam tylko to, co żołnierze od dawna mówią, zarówno z kohort jak i z pretoriańskich. Zresztą Lakon jest głupi jak słup drogowy. To także wiedzą nie tylko żołnierze, ale i cały Rzym.
- Ale Piso wgląda we wszystkie sprawy, a on ma rozum.
- Ma nie tylko rozum, ale podobno i listę wszystkich setników i trybunów, którzy nie wrzeszczeli dość głośno, gdy Galba przedstawiał go jako syna i następcę w obozie.
- Ba, wszystkim głów nie poucinają.
- Legia morska liczyła sześć tysięcy ludzi, a cóż się z nimi stało. Otho przed adoptacją Pisona większy miał wpływ, jednakże nie mógł ich wyprosić.
- To czemu nie stanął na ich czele?
- Co mówisz? o czym? - zapytał Maevius przedrzeźniając poprzednie pytanie Aemiliusa.
A Pacensis zmieszał się mocno, lecz po chwili odrzekł:
- A co mi tam. Usunięto mnie, więc nie jestem żołnierzem, a Othona zawsze kochałem.
- Jeśliś go tak kochał, jak nienawidzi go Piso, to może na ciebie liczyć.
- Ach, co za niepewne i burzliwe czasy...
- O tak. Chmurzyło się, gdyśmy wchodzili do świątyni - i piorun może lada chwila uderzyć.
Usłyszawszy to i Antonius Taurus, i Aemilius Pacensis poczęli patrzeć badawczo na Pudensa.
- Co przez to rozumiesz?
- Ha! rozumiem, że czasy niepewne, ludzie niepewni i burza nad nami...
Dalsze słowa przerwał mu grzmot, który naprawdę rozległ się nad Forum i biegł dookoła, to cichnąc, to wzmagając się i jakby łamiąc o tysiączne szczyty i kolumny świątyń.
Obecni podnieśli mimo woli głowy ku stropowi świątyni, w której zapanował chwilowy mrok, albowiem niskie, czarne chmury całkiem pokryły niebo... Nagły zimny wicher począł napędzać przez portyk aż do wnętrza świątyni ostre krupki śnieżne. Więc owe niezwykłe istotnie o tej porze roku grzmoty, którym towarzyszył śnieg, przeraziły większość zebranych. Twarze stały się niespokojne. Senatorowie, a nawet kapłani poczęli szeptać między sobą.
- Przesłonił się słoneczny Bóg. Nie miła mu widać ofiara. Pewnie i wróżby będą niepomyślne.
Niektórzy sądzili też, że cesarz zawiesi ofiarę, aż do chwili ukazania się promieni słońca. Lecz . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . .


Autograf w Oblęgorku; staranny przedruk, uwzględniający pominięte tu kreślenia, dał J. Birkenmajer w notatce Z nieznanych autografów Henryka Sienkiewicza w "Pamiętniku Literackim" 1935, XXXII, str. 548-552.

[powrót]