Henryk Sienkiewicz

"Na jedną kartę"

Akt trzeci

Ten sam salon.

SCENA V

Ciż. - Jan Miliszewski.

Jan

Dotychczas nie mogłem znaleźć mamy. Dzień dobry pani! Może przeszkadzam?

Czeska

Nie, my już skończyliśmy. (Do Józwowicza:) Ona spełni obowiązek; niech pan będzie spokojny.

Józwowicz

Dziękuję. (Czeska wychodzi).

Jan

Doktorze?

Józwowicz

Słucham

Jan

Ja muszę mówić o rzeczach bardzo delikatnych.

Józwowicz

Proszę otwarcie.

Jan

Zróbmy z sobą układ, jak dobrzy ludzie. Mama chce, żebym ja został posłem, ale ja nie mam ochoty.

Józwowicz

Zbytek skromności.

Jan

Pan to mówi nieszczerze, a ja nie umiem się bronić. Wcale bym się nie starał o to poselstwo, gdyby nie mama. Widzi pan, jest taka rzecz: jak mama chce czego, to musi być. Wszystkie Srokoszyńskie są takie, a mama z domu Srokoszyńska.

Józwowicz

Pan hrabia ma przecie własną wolę.

Jan

W tym właśnie bieda, że się tak złożyło, że znowu Miliszewscy zawsze słuchają kobiet. My się tym odznaczamy, panie!

Józwowicz

Rycerski znak. Ale czym mogę służyć?

Jan

Oto ja panu nie będę przeszkadzał w poselstwie.

Józwowicz

Szczerość za szczerość: pan zamiast przeszkadzać, pomagałeś mi dotąd.

Jan

Nie wiem jakim sposobem, ale jeśli tak, to niech mnie doktor pomoże z kolei.

Józwowicz

W czym?

Jan

To właśnie rzecz delikatna. Ale sekret, doktorze, przed mamą.

Józwowicz

Naturalnie.

Jan

Mama chce, żebym się żenił z księżniczką, a ja, panie, nie chcę...

Józwowicz

Pan nie chce?

Jan

Pan się dziwi?

Józwowicz

Wyznaję...

Jan

Nie chcę, bo nie chcę. Jak się człowiek nie ma ochoty żenić, no, to się nie ma ochoty żenić. Pomyśli pan, że się kocham w kim innym? Może. Dość, że nie w księżniczce. Naturalnie, że jak mama zawoła: "Jean, puszczaj się!" - to się puszczam, bo cóż mam robić? Miliszewscy umieli sobie radzić z mężczyznami, ale z kobietami, oho!

Józwowicz

Nie rozumiem tylko, w czym mogę być pożyteczny?

Jan

Doktor przeciw wszystko może w tym domu, niech doktor sprawi - ale w sekrecie przed mamą! - żebym ja dostał odkosza.

Józwowicz

Panie hrabio, dla pana co w mocy ludzkiej...

Jan

Dziękuję.

Józwowicz

I podejmuję się tym chętniej, że księżniczka jest narzeczoną.

Jan

A to nie wiedziałem, że mi tu ktoś w drogę właził.

Józwowicz

(n. s.) Dobra myśl. (Głośno) Pan Jerzy Pretwic.

Jan

A to mnie tu chcieli na dudka wystrychnąć!

Józwowicz

Pan Pretwic jest zuchwałym człowiekiem. Wyznaję nawet panu, że miałeś słuszność, nazywając sprawę delikatną. Pana Pretwica ludzie boją się, gdy więc pan ustąpisz, świat będzie mógł pomyśleć...

Jan

Że i ja się boję? A to nie ustąpię! O, mój panie, jak widzę, to pan nie zna wcale Miliszewskich. My tylko z kobietami nie umiemy sobie dawać rady, ale żaden Miliszewski nie był tchórzem. Wiem, że ludzie śmieją się ze mnie, ale kto mię nazwie tchórzem, tego oduczę się śmiać. Ja tu zaraz pokażę, czym tchórz. Cóż to pan Pretwic? Gdzie on teraz jest?

Józwowicz

W tej chwili w ogrodzie. (Pokazując przez okno) Widzi go pan tam nad jeziorem.

Jan

Do widzenia!

[powrót] [scena-VI]