Henryk Sienkiewicz

"Na jedną kartę"

Akt czwarty

Ten sam salon.

SCENA VII

Józwowicz. - Jerzy.

Jerzy

(Wchodząc) Czego chciałeś ode mnie?

Józwowicz

Chciałem ci dać niektóre przestrogi co do zdrowia księżniczki.

Jerzy

Jak ona się teraz ma?

Józwowicz

Lepiej. Pozwoliłem jej teraz wstać, bo oboje z Drahomirem o to prosili.

Jerzy

Z Drahomirem?

Józwowicz

Tak. On się chce z nią rozmówić. Mają się tu zejść za kwadrans.

Jerzy

Józwowicz! mnie dusi wściekłość i ból. Drahomir mnie unika.

Józwowicz

A! ty go przecież nie podejrzewasz?

Jerzy

Przysięgam, żem się podejrzeniom bronił, jak konający krukom, żem gryzł ręce z bólu i rozpaczy, że jeszcze się bronię, ale nie mogę dłużej... nie mogę... Oczywistość bije mnie w głowę obuchem. On mnie unika, on! Na miłosierdzie boże! powiedz mi, żem głupi, że dostałem pomieszania zmysłów, bo się rwie wszystko we mnie...

Józwowicz

Hamuj się. Gdyby nawet kochał księżniczkę, sercem nikt nie włada.

Jerzy

Dosyć, dosyć! Tyś miał słuszność, gdyś imię jego pierwszy raz z jej imieniem połączył. Ja odepchnąłem wówczas tę myśl, ale żyła ona tu! (Uderza się w piersi). Ziarno dojrzało teraz. o, jaką ja tu rolę grałem straszną i śmieszną, póki mnie nie przekonała oczywistość...

Józwowicz

On ci przecie uratował życie.

Jerzy

By zabrać je wtedy, gdy zacznie mieć wartość jakąś. Zapłacone już, zapłacone męczarnią, zabitym szczęściem, złamaną nadzieją, zniszczoną wiarą w niego, w siebie, w nią. A wiesz ty, ile już dni i nocy upłynęło, jak tłumię w sobie krzyk po prostu rozpaczy...

Józwowicz

Uspokój się.

Jerzy

Ja tego człowieka kochałem. Powiedz mi, żem wariat, a uspokoję się. Jakie to straszne, że to on właśnie. Rozum mój się kończy, siły się kończą, a nieszczęście się nie kończy. Pomyśl, że to on właśnie! Wybacz mi wszystko, com ci dawniej powiedział i ratuj mnie: złe myśli przychodzą mi do głowy.

Józwowicz

Uspokój się - ty się mylisz.

Jerzy

Pokaż mi, że się mylę, a klęknę przed tobą.

Józwowicz

Mylisz się. Drahomir wyjeżdża.

Jerzy

Wyjeżdża... (Chwila milczenia) Boże wielki! więc i ja mogę żyć jeszcze jak każdy człowiek - nie w męczarni i mieć nadzieję?

Józwowicz

(Zimno i powoli). Nie wyjeżdża wprawdzie na zawsze. Mówił, że niezadługo wróci.

Jerzy

O! znowu wbijasz mnie na krzyż.

Józwowicz

Zbierz przytomność i nie daj porywać się obłędowi. W każdym razie zyskujesz na czasie. Jeśli cię zachwiał w sercu księżniczki, możesz odzyskać utracone miejsce.

Jerzy

Nie! stało się! staczam się w przepaść.

Józwowicz

Wszystko się może rozwiać z jego wyjazdem.

Jerzy

(Z wybuchem) Mówiłeś przecie, że wróci.

Józwowicz

(Z mocą) Słuchaj, zgadzam się z tobą, żeś zapłacił za życie Drahomirowi boleścią: Drahomir zdradził i złamał przyjaźń, zabierając ci jej serce; ale odrzucam myśl, że wyjeżdża dlatego, by swą osobę przed twą zemstą uchronić.

Jerzy

A jej dać czas do zerwania! Tak jest! tak, jam już przeklęty aż do godziny śmierci; już go będę o wszystko posądzał. on ucieka przede mną.

Józwowicz

Jerzy!

Jerzy

Niech mi Bóg przebaczy, jeśli się tu stanie z Karolem coś strasznego.

Józwowicz

Biedny Jerzy!

Jerzy

Dość, dość. Pójdę go spytać, kiedy wraca. Uratował mi jedno życie, a zabił dziesięć. (Chce wychodzić).

Józwowicz

Dokąd idziesz?

Jerzy

Spytać go, na jak długo wyjeżdża?

Józwowicz

Chwilę tylko. O co chcesz pytać szalony? On może niewinny, ale duma zamknie mu usta i zgubi was obydwóch. Stój tu, bo przejdziesz chyba po moim trupie. Nie boję się ciebie - rozumiesz! Oni za chwilę mają się tu rozmówić. Potrzeba ci dowodów, będziesz je miał. Z ogrodu, z ganku nie będziesz ich słyszał, ale zobaczysz. Przekonasz się własnymi oczyma i może będziesz żałował słów gwałtownych.

Jerzy

(Po chwili) Zgoda! dobrze. Oby Bóg dał, żeby tam nie było winy! Dziękuję ci, ale ty mnie nie opuszczaj teraz.

Józwowicz

Słowo jeszcze. Cokolwiek zajdzie, nikczemnym byś był, gdybyś wybuchem przy niej naraził jej życie.

Jerzy

Zgoda, chodźmy.

Józwowicz

Powyprawiam jeszcze wszystkich. Będą tu sami.

Jerzy

Dokąd pójdziemy?

Józwowicz

Na ganek ogrodowy.

Jerzy

Niech Bóg zmiłuje się nade mną i nad nimi!

Józwowicz

Ty masz gorączkę. Trzęsiesz się jak w febrze...

Jerzy

Ścisnę chustkę ustami. Więc tam, z ganku?

Józwowicz

Tak, między cyprysami.

Jerzy

Brak mi tchu. Tu się ktoś zbliża... Chodźmy.

[powrót] [scena-VIII]