Henryk Sienkiewicz

"Na jedną kartę"

Akt piąty

Ten sam salon.

SCENA II

Józwowicz. - Jerzy.

Józwowicz

Ty tutaj!

Jerzy

Cofasz się, jak przed widmem.

Józwowicz

Przecie to dziś?

Jerzy

Prosto stąd jadę na plac. Mam jeszcze godzinę czasu. Pojedynek odbędzie się w Dąbrowie na gruntach Miliszewskich, zatem niedaleko.

Józwowicz

Za blisko stąd.

Jerzy

Miliszewski jako świadek nalegał. Zresztą od tego ty jesteś, żeby wiadomość tu przyszła jak najpóźniej.

Józwowicz

Wszakże doktor Krzycki będzie według umowy na placu?

Jerzy

Tak jest!

Józwowicz

Proś go jeszcze raz, by mi przysłał wiadomość natychmiast. Sam bym wam towarzyszył, ale muszę być tu.

Jerzy

Bardzo słusznie. Jeśli zginę...

Józwowicz

Nie przypuszczaj z góry.

Jerzy

Są ludzie przeklęci przez los w godzinie urodzenia, dla których jedynym odkupieniem jest śmierć. Ja do takich ludzi należę. Myślałem o wszystkim długo i spokojnie. Bóg widzi, że więcej się życia lękam, niż śmierci. Nie ma dla mnie wyjścia, bo jeśli nawet nie zginę, powiedz mi: co będzie wówczas? co mnie czeka, gdy zabiję człowieka, którego ona kocha? Powiedz mi? Będę żył bez niej i przeklinany przez nią. Czy wiesz, że kiedy wspomnę na moje położenie, kiedy pomyślę o tym, co się stało, to zdaje mi się, że jakiś zły duch wmieszał się między nas i tak poplątał to wszystko, że tylko śmierć rozplątać te węzły może.

Józwowicz

Pojedynek często kończy się raną, skaleczeniem.

Jerzy

Zelżyłem Drahomira ciężko i takiej obelgi rana nie zmywa. Wież mi, że jeden z nas zginąć musi. Ale przychodzę mówić o czym innym.

Józwowicz

Słucham cię.

Jerzy

Prawdę mówiąc, ponieważ nie wiem, czy za godzinę żyć będę, przyjechałem popatrzeć jeszcze na nią, bo... bo ją kocham nad wszystko w świecie. Byłem może dla niej za szorstki, za nieszczęśliwy, za głupi, ale... kochałem. Oto niech Bóg, który teraz patrzy w serce moje, potępi mnie na zawsze, jeślim nie pragnął jej szczęścia. Jak mnie tu widzisz, tak w tej chwili jej żal mi najwięcej, i cierpię bardzo, gdy myślę o jej przyszłości. Słuchaj! czy zginę, czy nie, ona stracona dla mnie; nie ożeni się z nią i Drahomir, bo nie może żenić się z kobietą, której zabił narzeczonego. z nas trzech, ty jeden zostaniesz przy niej, strzeż jej, czuwaj nad nią. Oddaję ją, mój skarb jedyny, jaki miałem, w twoje uczciwe ręce.

Józwowicz

(Spokojnie) Spełnię wszystko, czego żądasz.

Jerzy

A teraz, ponieważ mogę zginąć, chcę zginąć jak chrześcijanin. Jeśliś miał do mnie urazę, jeślim względem ciebie kiedy zawinił, przebacz mi! (Ściskają się za ręce. Jerzy wychodzi).

Józwowicz

(sam) Tak! Z nas trzech, ja jeden zostanę przy niej.

[powrót] [scena-III]