Henryk Sienkiewicz

"Na jedną kartę"

Akt piąty

Ten sam salon.

SCENA V

Antoni. - Józwowicz. - Później służący.

Antoni

Jestem. Biedne, biedne dziecko!

Józwowicz

Dla niej nie mogę odjechać. Muszę tu być i nie puszczać dla niej wieści z nieszczęściem, bo to mogłoby ją zabić.

Antoni

Jak to? więc ty, wiedząc o tym, narażasz ją jednak? Kochasz ją i poświęcasz dla siebie?

Józwowicz

(Gorączkowo) Kocham ją i muszę ją mieć, choćby ten dom zwalił się nam na głowy.

Antoni

Człowieku, ty mówisz jak nieprzytomny.

Józwowicz

Człowieku, ty mówisz jak niedołęga, nie jak mężczyzna. W ustach macie pełno frazesów i siły, a nie umiecie spojrzeć w oczy faktom. Kto śmie powiedzieć: nie masz prawa się bronić?

Antoni

(Po chwili) Bądź zdrów!

Józwowicz

Dokąd idziesz?

Antoni

Wracam do miasta.

Józwowicz

Jesteś ze mną, czy przeciw mnie?

Antoni

Jestem uczciwym człowiekiem.

Służący

(Wchodzi) Posłaniec przyniósł list z Miliszewa.

Józwowicz

Dawaj. Odejdź! (Rozrywa pieczątkę i czyta:) "Pojedynek odbył się. Pretwic nie żyje" (Po chwili) A a!...

Antoni

Nim odejdę, winienem ci odpowiedzieć, boś mnie pytał, co znaczy, że się oddalam. Służyłem ci wiernie jak pies, bom wierzył w ciebie. Ty umiałeś mnie użyć, a może i zużyć. Wiedziałem, żem był narzędziem, ale ja o takie rzeczy nie dbam; jednakże teraz...

Józwowicz

Teraz opuszczasz sprawę!

Antoni

O, ty mnie nie znasz. Co bym robił na świecie, gdybym ją opuścił? A zresztą, czy sądzisz, że sprawa to ty jeden? Ja nie opuszczę jej dlatego, żem się zawiódł na tobie. ale chodzi mi o co innego. Bylem tak głupi, żem się do ciebie przywiązał, a teraz żal mi tego, bo jako człowiekowi prywatnemu muszę powiedzieć ci: przebrałeś miarę, na złe użyłeś tej siły, która jest w tobie. O! wiem, wiem, może by dla mnie korzystniej było nie mówić ci tego; może czepiać się ciebie to przyszłość dla takiego odrapańca jak ja, który nie bardzo ma co w domu dać jeść żonie i dzieciom. Ale nie mogę! dalibóg nie mogę! Goły jestem i goły zostanę, niech więc przynajmniej mam czyste sumienie. Ot co! Byłeś mi taki bliski, jak i żona i dzieci, bliższym jeszcze! Od dziś jesteś tylko cyfrą polityczną, ale w przyjaźni szukaj kogo innego. Wiesz, żem ja nie skrupulat; człowiek się ociera o ludzi i niejedno w sobie zetrze; tyś jednak przebrał miarę. Niech mnie powieszą, jeśli nie wolę kochać ludzi, niż ich tłuc. Mówią, że uczciwość i polityka to co innego. Gdzieindziej tak! ale u nas te rzeczy musisz połączyć. Dlaczego to nie mają iść razem? Ja nie opuszczam naszej sprawy, ale z naszej przyjaźni kwita, bo kto mówi, że kocha ludzkość, a czai się i wali podstępem ludzi po łbie, ten jest kłamcą, rozumiesz?

Józwowicz

Twojej przyjaźni nie będę ciągnął przemocą, ale posłuchaj mnie po raz ostatni. Jeśli zacznie się dla mnie czas klęsk, to zacznie się od tego, że tacy ludzie, jak ty, przestaną mnie rozumieć. Oto mojemu losowi, moim prawom do szczęścia, mojej przyszłości człowiek ten, który zginął, wszedł w drogę nagle, ślepo, fatalnie i zabrał mi wszystko! Wszedł uzbrojony w dostatki, nazwisko, stosunki i całą tą broń niezwalczoną którą daje fortuna i urodzenie. Com miał przeciw niemu? z czym mogłem walczyć? co przeciwstawić jego potędze? Nic prócz tego, co jest bronią nowych ludzi: tę trochę inteligencji, zdobytej krwawą pracą i wysileniem. Oto wypowiedział mi głuchą wojnę. Broniłem się. Czym? Bronią, jaką mi dała natura. Gdy nadepczesz robaka, nie bierz mu za złe, że się broni żądłem, bo nie ma czym innym się bronić. Gdy masz usunąć kamień, leżący na drodze, usuwaj jak chcesz. To prawo ludzkie! Tak jest! postawiłem wszystko na jedną kartę i wygrałem, ale to nie ja, to rozum zwyciężył siłę, nowy czas dawne wieki. I ty mi to bierzesz za złe? Czego chcesz? jam wierny zasadzie; tylko, że wy się cofacie, ja nie! To jedna strona, a druga? Dla mego szczęścia potrzeba mi tej kobiety, bo ją kocham! dla moich celów - jej majątku i stosunków. Dajcie mi taką broń w ręce, a ja spełnię i przeprowadzę wszystko!... Czy ty rozumiesz, jaka olbrzymia praca, jakie wielkie cele i plany przede mną? Chcecie, bym rozbił mur ciemnoty, zacofania, lenistwa, żebym tchnął życie w to co zwiędło: ja wołam środków! Nie macie! Więc ja je zdobędę lub zginę. Ale co? Tym wielkim celom, tym wielkim planom, tej jasnej przyszłości, nie tylko mojej, ale ogólnej, staje w drodze jeden panek, jeden błędny rycerz, jeden awanturnik, którego całą zasługą, że urodził się z herbem - i ja nie mam prawa go zgnieść? I wy chcecie, bym upadł głową do jego wielmożnych nóg, bym mu wszystko poświęcił? Nie!... nie znacie mnie! Dość sentymentów. Trzeba siły, i ja ją mam, i utoruję sobie i wam drogę, choćbym miał setki takich Pretwiców podeptać.

Antoni

Nie, Józwowicz! Tyś zawsze robił ze mną coś chciał, ale teraz nie pobijesz mnie. Póki chodziło o przekonania, jam był z tobą; aleś ty zaczepił jakąś zasadę większą od ciebie i ode mnie, trwalszą i niezmienną. Ty mi tego nie wytłumaczysz i sam strzeż się. Lada powód, a jako człowiek runiesz z całą twoją energią. To siła większa, niż twoja; strzeż się, bo z nią przegrasz! Zasady, kochanku, się zmieniają, ale prosta uczciwość zawsze jednaka. Rób co chcesz, ale strzeż się. Co u diabła! krew ludzka się mści, to także prawo natury. Ty mnie pytasz: czy ja cię opuszczam? Może rad byś, by ci zostawić wolność strzelania do ludzi, z za płota, gdy ci to będzie dogadzało? Nie, bratku!... Odtąd rozpoczyna się między nami ścisły rachunek, bo nie możemy ci ufać. Musisz nam zdać rachunek! Będziesz posłem, ale jeśli myślisz, że my tobie, nie ty nam służyć będziesz, to się mylisz. Cóżeś to ty sądził? że szczeble tej drabiny, po której się drapiesz, składają się z łajdaków? Hola! My, którzyśmy cię zrobili posłem, my, w których uczciwość nie wierzysz podobno, będziemy cię teraz strzegli i sądzili. Jeśli zbroisz, to zetrzemy cię w proch. Nie sprawa dla ciebie, ale ty dla sprawy. Wybraliśmy cię, teraz służ!

Józwowicz

(Gwałtownie) Antoni!

Antoni

Spokojnie! Wieczorem masz się stawić w mieście przed wyborcami. Dowidzenia... panie Józwowicz!... (Wychodzi).

Józwowicz

(sam) Ten jest pierwszy...

[powrót] [scena-VI]