Henryk Sienkiewicz

Pieśń pokoju

[W. Gomulicki: Biały sztandar]

Ubiegłe niedawno lata trwałą i smutną pozostawiają po sobie pamięć w sercach dzisiejszego pokolenia. Były to lata brzemienne nadzieją, która rozwiała się czczym dymem, a zarazem lata głębokiej rozterki wewnętrznej. Jaskrawe teorie społeczne, zaszczepione na zapuszczonej i zdziczałej naszej glebie, wyrosły chwastem niezgody i rozdzieliły nie tylko umysły, ale i uczucia. Rozpaliły się namiętności; powstały różnorodne obozy, wzajem ze sobą walczące. Zapomniano o miłości, jaka się obywatelowi od obywatela, Polakowi od Polaka zawsze należy. Stracono z oczu cel główny, to jest dobro ogólne i odzyskanie praw zarówno ludzkich jak narodowych, a zwalczano się tak, jakby najważniejszym zadaniem było zwycięstwo jednych warstw społecznych nad drugimi. Ręce, z których jeszcze nie opadły więzy, nie tylko podnoszono już na się z wyzwaniem i groźbą, ale zaczęto się nimi szarpać. W uniesieniu nie wahano się deptać po religijnych i narodowych ideałach, podstawiając na ich miejsce zapożyczone z Zachodu, a nawet i ze Wschodu, czarne i czerwone szmaty radykalnych doktryn. Na piersiach narodu leżał jakby olbrzymi głaz gniotący jednakowo wszystkie klasy, a tymczasem głupota i złość wziąwszy się za ręce zaczęły wmawiać w lud roboczy, że nie odwalenie głazu przez mądrą pracę, ale wewnętrzna walka klasowa będzie drogą wiodącą do zbawienia. Walka nie zmieniła się wprawdzie, bo nie mogła się zmienić, w wielką i otwartą orężną wojnę domową, ale zawrzała tym silniej w sercach i ujawniła się szeregiem morderstw, które opasały jakby krwawym, piekielnym różańcem cały kraj.
A gdy napaści wywoływały obronę, nienawiść rozlała się jak morze. Człowiek człowiekowi i rodak rodakowi stał się wilkiem. Regulatorem spraw uczyniono rewolwer lub nóż. Głowy zaczadziały od krwi. Serca zdziczały. Namiętności społeczne zaczęły się przeradzać po prostu w zbójeckie i wyłoniły plagę, która trwa do dziś dnia - bandytyzm.
Ale wówczas wśród innych głosów nawołujących do opamiętania podniosła się i rozległa nad wrogimi obozowiskami pieśń dziwna, wysoka, prosta jakąś prostotą pierwotnych chrześcijan, przejęta głęboką miłością dla zbłąkanych, pełna przebaczenia i pełna wiary w to, że zapanuje nad potępieńczymi krzykami i zgrzytem nienawiści - pieśń braterstwa i pokoju, która zaczęła śpiewać:

Nic nie upadla bardziej duszy
Niż nienawiści wstrętny jad;
Co złe, dłoń Boża sama skruszy,
Co dobre - uczci Bóg i świat. -

A dalej, zwracając się wprost do zbłąkanych:

Precz ze strzelbami, sztyletami!
Niech zginie gwałt i rzeź, i mord!
Chrystusa znamię rządzi nami,
Nie pójdziem śladem dzikich hord,
Nie pójdziem śladem dzikich hord! -

Takie orędzie od krzyża niosła ta pieśń, dla której wyśpiewania trzeba było zapomnieć o wszelkich egotycznych uczuciach, o sobie samym i jak powiada Słowacki, nie:

Z kochankami, mdlejąc, latać,
Włosy splatać i rozplatać,
Ale twardo, ale jasno
Wśród narodu swego stać...

Trzeba było nie myśleć o ślinie i o ciosach, jakie mogły się zwrócić przeciw takiej pieśni, ale czekać ich "z piersią cichą, choć samotną, choć ją sztyletami rażą". I tak też uczynił poeta-chrześcijanin w swej Odpowiedzi, która w niektórych ustępach zmienia się wprost w rzewną modlitwę:

Nie o siebie się trwożę,
Cóżem jest? - piasku ziarno...
Lecz błagam, wybiel, Boże,
Tę noc czerwono-czarną:

Wybiel ją świtem białym,
Wyzłoć ją jutrznią złotą,
Niech nad ludem mym całym
Anieli skrzydła splotą! -

On tak dzielny wśród trudu,
Tak święte ma wspomnienia.
O! niech nikt tego ludu
W dzikie zwierzę nie zmienia. -

W czasie rozpętanych strajków, które w ostatecznych następstwach pogorszyły dolę ludu, ale podczas których słychać było tylko okrzyki: "więcej pieniędzy, mniej pracy, więcej dosytu!" jakąż należało mieć odwagę obywatelską, by rzucić następujące słowa:

Lud łaknie, więc go nakarmić trzeba,
Lecz ja o głodzie ciał tylko słyszę.
Czyż ten lud łaknie jedynie chleba?
Czyż chce brać, kłócąc społeczną ciszę,
Wszystko od ziemi, a nic od nieba? -

Obowiązkiem więc pierwszym i świętym jest tu lud nakarmić, dać mu pracę i chleb do sytości, ale nie zapominać przy tym, że gdy się wyłącznie na tym poprzestaje, to się patrzy na ten lud i traktuje go jak zwierzę. A tak czyniło wielu przywódców ówczesnego ruchu. Brzmią nam jeszcze w uszach i takie głosy, które mówiły robotnikom: "Jedzcie, pijcie, spoczywajcie i mnóżcie się, gdyż poza tym nie masz nic innego, a Bóg i Ojczyzna to stare przesądy, które powinniście wyrzucić z serc i dusz."
W odpowiedzi zaś na to poeta przemawia już nie tylko jako chrześcijanin, ale jako i Polak:

Nikt z nas się nie wyrzecze
Po przodkach puścizny;
Nikt się z nas nie wyrzecze
Rany ani blizny.

Nikt nie wypleni z serca
Wieków starych pleśni
Nikt nie wypleni z serca
Starych wieszczów pieśni.

Zaiste, w tych czasach snobizmu poetyckiego, który się powiada być nadczłowieczeństwem, w tych czasach, w których o wielu śpiewakach można by powiedzieć razem ze Słowackim, że "każdy patron sam za sobą" i że niejeden przychodzi "nie z swym duchem, lecz z osobą" - te pieśni, przepełnione nie miłością własną, ale miłością bliźnich, patriotyczne, chrześcijańskie i po obywatelsku odważne, zasługują na najgłębszą uwagę i na większe uznanie niż wiele innych utworów, w których nie masz nic prócz wybujałego egotyzmu. Nie tracą one bynajmniej znaczenia wśród martwej ciszy, jaka zapadła po wczorajszej społecznej orgii. Jest w nich dowód, że orgia nawet w chwilach największego rozpętania nie stłumiła szlachetnych uczuć i szlachetnych głosów; jest w nich przestroga jasnowidza, jest serce chrześcijańskie i polskie, jest wreszcie otucha głęboko wierzącego człowieka, który nie traci i nie pozwala nikomu tracić nadziei, ponieważ przez łzy widzi jaśniejszą przyszłość i wierzy, że:

Co złe, dłoń Boża skruszy,
Co dobre, uczci Bóg i świat.

Te pieśni, które są nie tylko poezją, ale i obywatelskim czynem, wyśpiewał wśród ciosów rodzinnych, pod twardą ręką losu - znakomity poeta Wiktor Gomulicki. Wyśpiewał je po czterdziestu latach pracy. Ciosy złamały tylko jego szczęście osobiste. Trud i zawody nie przepełniły mu duszy goryczą. Wieczorne dni życia nie wystudziły mu serca. Po czterdziestu latach pracy został wierny dwom ideałom: Krzyżowi i Polsce.

Pierwodruk "Kurier Warszawski", 4.XII.1909, nr 335 i Tygodnik Illustrowany z tego samego dnia, nr 49, str. 998

[powrót]