Henryk Sienkiewicz

Wiadomości bieżące, rozbiory
i wrażenia literacko-artystyczne

1880 [251-260]

251

Gościnne występy. W przyszłym miesiącu przybywają do nas różni artyści z innych scen na gościnne występy. Rozpoczyna je pani Lüde, artystka dramatyczna z Krakowa, grywająca role salonowe. Przyjeżdża ona w przyszłym tygodniu i będzie występowała przez miesiąc.
Po niej zawita do naszego miasta ulubieniec publiki tutejszej i krakowskiej Józef Rychter. Powtórzy on tu swoje najlepsze role konkursowe, a oprócz tego wystąpi w kilku nowych rolach. Między innymi będzie grał w pośmiertnej komedii Fredry Pan Benet, w jednoaktowym dramacie francuskim pt. Dzień Świętej Zofii i komedii Fredry-syna Czy ubogi, czy bogaty?
Ze śpiewaków zjeżdżają do nas pp. Wasilewski, Zakrzewski i pani Jakowicka. Reszkowie nie będą śpiewali.

252

Wyszedł z druku drugi zeszyt Encyklopedii wychowawczej. Zawiera ona dokończenie artykułu o Agrykoli, dalej Akademie: I przez J. K. P. i II przez J. Sz., Akademie duchowne i Akademie sztuk pięknych przez W. G. i A. Zaleskiego.

253

Pan Żmurko, utalentowany malarz, przybył do Warszawy.

254

"L'Année Artistique", wydawnictwo wychodzące corocznie w Paryżu, zamieściło w osobnym dziale sprawozdanie ze sztuki polskiej.
Autorem sprawozdania jest pan Gorgolewski, rzeźbiarz, który przez czas jakiś mieszkał we Lwowie.

255

Salon Ungra wystawia dwa nowe płótna: Gonitwę za motylem Siemiradzkiego i Jarmark w Bałcie Brandta. Ostatni ten obraz wystawiony był poprzednio w pawilonie urządzonym przy wystawie koni.
W tymże Salonie są do nabycia oryginały rysunków odbitych w "Ziarnie". Dodajemy, że oryginały te są nieporównanie wyższe od odbitek, z których większość nie wyszła tak dobrze, jak się spodziewano.

256

Słownik wyrazów budownictwa polskiego. Dotychczas mieliśmy tylko jeden słownik wyrazów polskich w budownictwie używanych, ułożony przez Podczaszyńskiego w Warszawie w roku 1839. Książka ta, jakkolwiek szacowna, nie zawiera jednak wielu wyrazów, tak dawniejszych jak i stworzonych później, natomiast, ponieważ sama powstała w czasach manii kucia nowych wyrazów, objęła wiele prawdziwych dziwolągów językowych tworzonych na sposób Trentowskiego. Skutkiem powyższych przyczyn dawał i daje się czuć wielki brak dobrego słownika odpowiadającego dzisiejszym wymaganiom. Brakowi temu zapobiegł dr Teofil Żebrawski ułożywszy kompletny słownik, który wyjdzie w listopadzie w Krakowie rb. Pan Żebrawski, niegdyś nauczyciel w Szkole Kwatermistrzostwa w Warszawie, następnie naczelnik komunikacji lądowych w Rzplitej Krakowskiej, obecnie zaś członek Akademii Umiejętności i profesor Wszechnicy Jagiellońskiej, posiada wszelkie dane do stworzenia w zakresie, jaki wybrał, dzieła prawdziwie znakomitego. Dotychczasowe prace jego podtrzymują nas tylko w naszym mniemaniu. Pożądany wielce przez wszystkich słownik ma wyjść na wzór znakomitego w naukowym świecie Illustriertes Bau-Lexicon, z którego to dzieła przeniesione także do polskiej książki rysunki techniczne najrozmaitszych wzorów budownictwa w liczbie 250. Przy wyrazach polskich mają być dodawane odpowiednie termina zagraniczne. Całkowite dzieło ma objąć 50 arkuszy druku. Przedpłata zaś na nie wynosi tylko 5 zł za egzemplarz. Po 15 sierpnia cena ma być podniesiona. Zamówienia przyjmuje się w Krakowie przy ulicy Grodzkiej nr 117, w redakcji Słownika.

257

W szkicu statystycznym prasy słowiańskiej, zatytułowanym Die Slavische Presse, którego autorem jest Paweł Dehn, bibliotekarz archiwum austriackiego, znajdujemy wzmiankę, że w języku polskim, tak w Królestwie jak i w innych ziemiach, wychodzi razem 100 czasopism. Autor w formie uwagi dodaje, że może to i za mało, jak na 15 milionów mówiących tym językiem, ale może i dosyć, jeśli się zważy, iż to dziś nie naród, ale tylko społeczeństwo.
Otóż mimo iż liczba polskich czasopism podana jest fałszywie, bo jest ich znakomicie więcej (jak np. w Warszawie przeszło 60, nie 44, jak mówi autor), pan Dehn zdaje się być jednak lepszym statystykiem niż etnografem. Sądzimy także, iż zdanie, które się wylęgło w jego niemieckiej głowie, iż nie jesteśmy narodem, tylko społeczeństwem, nie przyszło na myśl dotychczas żadnej innej głowie. Skutkiem tego pan Dehn jeśli mu dowiodą wypadkiem, iż jego statystyka grosza złamanego nie warta, może postarać się o brevet d'invention, tam, gdzie patenta rozdają za nowo wynalezione... absurda.

258

W sprawie taksy dla dorożkarzy. Pan St. Dr. napisał list do "Echa", w którym narzekając na trudności, jakie w razie większego zjazdu w Warszawie ma każdy pragnący znaleźć dorożkę, i na niegrzeczne obchodzenie się dorożkarzy z publicznością, zastanawia się nad środkami poprawienia takiego stanu rzeczy.
Twierdzi, że rozporządzenia i pośrednictwo policji nie na wiele się przyda, każdy bowiem numer "Gazety Policyjnej" zawiera całą listę dorożkarzy karanych za gburowate postępowanie, a jednak złe trwa ciągle.
Jakaż więc na nie rada?
Pan St. Dr. proponuje jedyny środek, a mianowicie zniesienie taksy za kurs.
Obecna taksa, według pana St. Dr., jest przy dzisiejszych podniesionych cenach owsa, koni i robót powoźniczych niewystarczająca, dlatego każdy dorożkarz przede wszystkim mierzy okiem zbliżającego się do dorożki gościa, dla przekonania się, czy ten wygląda na takiego, który dołoży obfity napiwek, i jeśli przegląd wypadnie niepomyślnie - odmawia jazdy.
Zniesienie taksy, która, jak twierdzi p. St. Dr., w wielu miastach nie istnieje, ma być na to środkiem.
Naprzód, nie przypominamy sobie żadnego ze znaczniejszych miast zagranicznych, w którym by taksa nie istniała, a po wtóre, czy zniesienie jej uczyniłoby dorożkarzy chętniejszymi do posług i grzeczniejszymi dla publiczności - nie sądzimy.
Sądzimy nawet przeciwnie, że brak taksy zdałby absolutnie publiczność na łaskę i niełaskę dorożkarzy, uczyniwszy wszelki dozór nad nimi wprost niemożliwym.
Wówczas to dopiero podczas zjazdów w Warszawie, podczas wystaw, jarmarków, wyścigów, świąt musielibyśmy nie tylko płacić ceny, o jakich się dorożkarzom dotychczas nie śniło, ale urządzilibyśmy prawdziwe licytacje in plus przy każdej dryndulce.
Zniesienie taksy mogłoby mieć pewien sens, gdyby w Warszawie w stosunku do liczby ludności istniała bardzo znaczna liczba dorożek, można by bowiem wtedy liczyć na konkurencję między ich właścicielami, ale w mieście, gdzie na 500 mieszkańców wypada jedna dorożka, brak taksy pociągnąłby za sobą zmowę i zwiększenie się wymagań - nic więcej.
Jakaż więc rada na złe obecne? Powiększenie liczby powozów i jeszcze ściślejszy dozór nad woźnicami.
Pierwsze nie należy do nas, o drugim możemy tylko pisać - w każdym razie jednak we własnym interesie nie namawiamy do zniesienia taksy.

259

Naczółek domu giełdowego przy ulicy Królewskiej ozdobiony został ponad kolumnadą wielką płaskorzeźbą dłuta Kucharzewskiego.

260

Andriolli rozpoczął już zamierzoną podróż wzdłuż brzegów Wisły. Po drodze przenosił on na papier wszystkie godniejsze uwagi widoki i historyczne pamiątki.
Obecnie bawi w Sandomierzu, o którym pisze, że miasto to po Krakowie posiada najwięcej pamiątek i najrozleglejsze przedstawia pole studiów dla historyka, archeologa i malarza. W chwili, w której list był pisany, Andriolli wykonał już kilka szkiców, a mianowicie zamku, spichrza i ratusza, który wedle jego zdania, daleko jest piękniejszy od krakowskich Sukiennic. Z Sandomierza udaje się Andriolli w Góry Świętokrzyskie, w których spodziewa się znaleźć obfite żniwo.

[powrót]