Henryk Sienkiewicz

Wiadomości bieżące, rozbiory
i wrażenia literacko-artystyczne

1880 [281-290]

281

Środowe przedstawienie w cyrku na dochód rodziny po zmarłym rzeźbiarzu Ostrowskim musiało przynieść bardzo znaczne rezultaty, albowiem powiodło się w zupełności. Prócz celu, który sam z siebie pociągał, głównym magnesem dla publiczności był udział w przedstawieniu panny Romany Popielówny. Sala też dzięki jej wypełniła się całkowicie. Grano Dwie miary p. Mellerowej, Zgubioną sakiewkę, komedyjkę tłumaczoną z francuskiego, i Męża pieszczonego. W czasie tej ostatniej sztuczki, granej z p. Szymanowskim, publiczność żegnała raz jeszcze swe "dziecię pieszczone", tj. p. Popielównę, która w ten sposób period swoich wystąpień zamknęła dobrym uczynkiem. Kiedy nastąpi nowy szereg wystąpień, obecnie nie wiadomo, to tylko pewna, że teraz prócz życzeń publiczności towarzyszyć będzie pannie Popielównie błogosławieństwo rodziny, której artystka swą dobrą wolą zapewniła może na długi czas chleb powszedni.

282

Sale teatralne. "Kurier Warszawski" dowiaduje się z dobrego źródła, że na wiosnę w roku przyszłym mają być przeprowadzone ważne zmiany w gmachu teatralnym.
Wiadomo, że sala Teatru Wielkiego miała być, wedle pierwotnego planu, daleko większą - obecnie więc ma być doprowadzoną do zamierzonych początkowo wymiarów. Również znacznie zostanie powiększony i Teatr Rozmaitości.
Fundusze potrzebne na ten cel zostały już podobno uzyskane.
Możemy tylko przyklasnąć tym reformom, sale bowiem teatralne stanowczo są przy zwiększonej obecnie ludności miasta za małe, rozszerzenie zaś ich nie tylko będzie dla publiczności dogodnym, ale i zyskownym dla kasy.

283

Kazimierz W. i Esterka, obraz Żmurki, przyciąga obecnie do sal ratuszowych mnóstwo ciekawych.

284

W Salonie Ungra wystawiony został od kilku dni obraz Siemiradzkiego pt. Gonitwa za motylem. Przedstawia on stok lesistego wzgórza, na którym dwoje dzieci, chłopiec i dziewczynka, gonią wielkiego, żółtego motyla, który chwilowo usiadł na róży wznoszącej się nad kamienną studnią. Chłopiec skrada się do niego ostrożnie, młode zaś dziewczątko w tunice zatrzymuje się w biegu i śledzi z zajęciem łowy.
Na dalszych planach widać krajobraz, pełen, jak zwykle u Siemiradzkiego, światła i powietrza; bliżej zaś, na ciałach dzieci, drgają przedzierające się przez liście promienie słoneczne, przypominające efekt z Tańca wśród mieczów.
Sielanka odegrywa się, jak widać z ubiorów dzieci, w czasach starożytnych.

285

Powieść. Wyszła z druku powieść Zacharyasiewicza pod tytułem Romans pana Michała. Jest to powieść obyczajowa, w której p. Michał, szlachcic galicyjski, opowiada, jak był wychowany, jak się ożenił i jak żył ze swą magnifiką. Dowiadujemy się tedy, że był wychowany w tej jedynej tylko myśli, by się ożenić bogato, ożenił się zaś, gdy mu się głowa zawróciła, ubogo. Mimo tego byłby z żoną szczęśliwy, gdyby nie konieczność życia nad stan, konieczność, do której zmusza pozycja obywatela wiejskiego, stosunki i nierozsądna opinia publiczna. Dzięki temu wszystkiemu pan Michał z dziedzica zszedł na dzierżawcę, z dzierżawcy na rządcę, a z rządcowstwa na bruk w mieście. Dzieje podobne powtarzały się u nas, niestety, niezmiernie często, choć nie zawsze życie nad stan było ich powodem. W Galicji mogą zresztą przyczyniać się i zbytki do upadku rodzin szlacheckich; w naszej prowincji pod tym względem wiele się zmieniło, a nawet o tyle, że powieść p. Zacharyasiewicza na gruncie tutejszym traci część swego znaczenia.

286

Wielka rodzina w wielkim narodzie. Pod tym tytułem zjawiła się na półkach księgarskich książka napisana przez Ludwika Piotra Leliwę. O ile z pobieżnego przeglądu możemy wnioskować, jest to zarazem historia i apologia rodziny Rzewuskich. O pracy tej zamieścimy obszerniejsze sprawozdanie.

287

"Nowiny" donoszą, że wkrótce ma wyjść z druku książka pod tytułem Świat czarów, poufne zwierzenia pięknym przedstawicielkom rodu niewieściego.
My z naszej strony również poufnie szepniemy pięknym przedstawicielkom, aby kupowały raczej i czytały książki poważne, gdyż słuszną jest uwaga "Nowin", że wiele prac naukowych na próżno czeka nakładu, wszelkiego zaś rodzaju humbugi literackie znajdują i chętnych nakładców, i nabywców.

288

Ma wyjść Nowy przewodnik po Warszawie w języku polskim, francuskim i niemieckim, opatrzony częścią humorystyczną. Podobne wydawnictwa mnożą się teraz jak grzyby po deszczu.

289

"Ziarno". "Berliner Börsen-Courrier", jak donosi "Kurier Codzienne", odzywa się z wielką sympatią o wydanym u nas "Ziarnie" i mówi o nim, co następuje:
"Dwa razy daje, kto prędko daje" mówi stare, często powoływane, ale niestety, mało przestrzegane przysłowie. Polscy pisarze i rysownicy wprawdzie nie bardzo "prędko" dali, ale za to dali dwa, a nawet trzy razy więcej niż inni. Łaska ich przychodzi późno, ale dają oni za to obficie.
Literaci, redaktorowie pism i artyści-malarze lub rysownicy złożyli prawie imponujący zbiór znakomitości polskich w świecie nauki i sztuki. "Ziarno" jest daleko bogatsze niż poprzedniczki jego: "Paris-Murcie" i "Vindobona".
W ogóle sprawozdanie bardzo jest dla "Ziarna" pochlebne - do czego my dodamy, że jak polskie "Ziarno" przewyższa inne obfitością treści, tak czeskie "Naród sobie" jest najpiękniejsze pod względem wydawniczym. Nie potrzebujemy mówić, jak miłą jest nam ta przewaga bratnich pism nad obcymi.

290

Zły humor. Tenże sam "Berliner Börsen-Courrier", którego opinię o "Ziarnie" dziś podajemy, odzywa się z pewną goryczą o aforyzmie w "Ziarnie" pani Kochańskiej. Napisała ona, jak wiadomo: "Miło śpiewać obcym, lecz swoim najmilej". Z tego powodu "Berliner Börsen-Courrier" mówi, że słynna śpiewaczka nie okazała się wcale bardzo wdzięczną dla tych obcych (czyż dla Niemców), a przecież ci obcy byli właśnie pierwszymi, którzy sławę pani Kochańskiej ugruntowali.
Zarzut berlińskiej giełdówki doprawdy jest niesłuszny, bo przede wszystkim sława pani Kochańskiej nie jest dziełem Niemców, ale jej głosu, dla Niemców zaś byłoby tylko wstydem, gdyby się na nim nie poznali, po wtóre, jakkolwiek artystka nasza mile zapewne wspomina i publikę niemiecką, cóż dziwnego przecie, że milej jej śpiewać swoim najbliższym.
My, gdyby pani Kochańska była Niemką i napisała podobny aforyzm np. w "Vindobonie", nie wzięlibyśmy go jej za złe.

[powrót]