Henryk Sienkiewicz

"Duma"

Pewnego razu pani X, miła i zacna staruszka, opowiadała w dość licznym gronie młodych pań i panienek następującą anegdotę.
- Duma jest wadą dość u nas powszechną. W mężczyznach zbyt ostre jej kanty ściera samo życie, ale kobiety nie mogą się jej nieraz długo pozbyć i stają się przez to nieznośne. Dziwnym jest przy tym to, że dumą odznaczają się nieraz osoby, które nie mają żadnego dobrego ku temu powodu. Tak było i ze mną.
Byłam bardzo "pysznym" dzieckiem. W miarę lat wada ta rozwijała się we mnie coraz bardziej. Na pensji moje wyniosłe obejście zrażało do mnie koleżanki, później w salonach towarzyszki zabaw i młodzież. Nie lubiano mnie i nazywano "księżniczką", ale to właśnie schlebiało mojej miłości własnej i potęgowało jeszcze dumę.
Z tego powodu żaden mody człowiek nie zbliżał się do mnie - i byłabym niezawodnie dotychczas rutkę siała, gdyby nie to, że niespodzianie zostałam raz na zawsze z mojej wady wyleczona.
Było to przed spowiedzią wielkanocną. Przy rachunku sumienia przyszło mi na myśl pytanie, czy moja duma nie jest tym samym co pycha, która, jak wiadomo, stoi na czele grzechów głównych.
Przystąpiwszy więc do konfesjonału, w którym siedział nie mój zwykły spowiednik, ale jakiś wiekowy już ksiądz, wyznałam w końcu, po całej litanii innych grzechów, że jestem ogromnie dumna.
Ale staruszek nie dosłyszał widocznie dokładnie, albowiem otoczył dłonią ucho i zapytał:
- Jaka jesteś?
- Dumna - odrzekłam nie bez poczucia pewnej wewnętrznej dumy, albowiem wydawało mi się, że byle kto nie może mieć takiego grzechu.
- Aha! dumna! No, proszę! A z czegożeś ty, moje dziecko, taka dumna?
Milczałam, albowiem nie mogłam znaleźć na razie odpowiedzi.
- Czy może ty pochodzisz z jakiego historycznego rodu?
- Nie, wcale nie. Ot, szlachcianka jestem, jak każda inna, ale żeby tam ród mój miał być aż historyczny, to wcale nie.
- Aha! To może ty jesteś bardzo utalentowana albo uczona?
- I... Artystką nie jestem, a co do uczoności, skończyłam pensję, ale teraz ciocia wprowadza mnie w świat, więc nawet nie bardzo mam czas co czytać.
- No! już wiem: musisz być bardzo bogata?
- Nie, ojcze. Tata ma wioseczkę, ale i trochę długów, a ciocia żyje z emerytury po mężu.
- Cóż wreszcie? Bo... mnie to tam nie obchodzi i niedowidzę, ale jeśli nie to i nie drugie, to chyba musisz być bardzo urodziwa?
- Tak sobie... niczego! Brzydka może nie jestem, ale gdzie mi tam do piękności...
- Aha! - rzekł znowu ksiądz.
I po chwili do mnie:
- No, to uspokójże się, moje dziecko, bo ty jesteś głupia, nie dumna, a to wcale nie jest grzech...

* * *

I oto w jaki sposób straciłam raz na zawsze moją dumę.

[powrót]