Henryk Sienkiewicz

"Bez dogmatu"

31 MARCA, WILLA "LAURA".

Myślałem dziś dużo o Anielce. Mam szczególniejsze uczucie, jakby nas rozdzieliły lądy i morza. Zdaje mi się, że Płoszów leży gdzieś w hiperborejskich krainach, na krańcu świata. Jest to złudzenie tego rodzaju, w którym osobiste wrażenia poczytuje się za przedmiotowy stan rzeczy. To nie Anielka jest daleką ode mnie, tylko ja oddalam się coraz bardziej od owego Płoszowskiego, który poprzednio miał nią napełnione wszystkie myśli i serce. Nie idzie za tym, żeby uczucie moje dla niej miało zgasnąć zupełnie. Analizując je, dostrzegam jednak, że straciło ono swój charakter czynny. Przed kilku tygodniami kochając chciałem czegoś; obecnie kochając niczego nie chcę. Śmierć ojca rozproszyła skupienie mego uczucia. Tak samo byłoby na przykład, gdybym pisał jakieś dzieło literackie i gdyby zewnętrzne a nieszczęśliwe wypadki oderwały mnie od niego. Ale to nie dosyć! Wszystkie władze mego ducha były do niedawna napięte jak cięciwa łuku, a teraz, pod wpływem zmartwień, wielkiego znużenia, pod wpływem tego słodkiego klimatu, tych błękitów, tego morza, które kołysze jak do snu, przeszły w stan folgi. Żyję, jak powiedziałem, życiem roślinnym; wypoczywam jak człowiek niezmiernie utrudzony i ogarnia mnie drzemka, jak gdybym był ciągle zanurzony w ciepłej kąpieli. Nigdy nie czułem się mniej zdolny do jakichkolwiek przedsięwzięć, i sama myśl o nich jest mi przykrą. Obmyślając sobie hasło, obmyśliłbym: "Nie budźcie mnie!"
Co będzie, jak się zbudzę - nie wiem. Teraz jest mi smutno, ale dobrze, więc i nie chcę się budzić, i nie poczuwam się do obowiązku. Rzeczywiście, aż mi samemu trudno sobie wyobrazić, jak daleki jestem od owego Płoszowskiego, który czułe się związanym wobec Anielki. Związanym? - czym? z jakiego powodu? - co między nami zaszło? Jedno przelotne, prawie niepochwytne dotknięcie ustami jej czoła - dotknięcie, które aż nadto dobrze może być między tak bliski mi krewnymi usprawiedliwione stosunkiem rodzinnym... To są śmieszne skrupuły. Czy to ja na takie węzły związywałem nieraz stosunki, których zerwanie nie sprawiało mi potem żadnych wyrzutów? Gdybym nie był jej krewnym - nie mówię! Ona wprawdzie inaczej wówczas rozumiała; ja, który nie oszukuję się nigdy, wyznaję, że także rozumiałem inaczej, ale... A więc niech i tak będzie! niech mam tę szpilkę w sumieniu. Małoż to na świecie spełnia się w każdej godzinie występków, wobec których ten zawód, jaki sprawiłem Anielce, wydaje się istnym dzieciństwem? Sumienie może się zajmować podobną winą tylko w takim razie, gdy pozwala sobie wprost na zbytek, nie mając nic lepszego do roboty. Tego rodzaju występki mają się tak do prawdziwych, jak nasze próżniacze rozmowy na tarasach do trudnej i ciężkiej rzeczywistości życia.
Zresztą, nie przewiduję, co będzie, tylko przede wszystkim chcę teraz spokoju i wolę o niczym nie myśleć. "Nie budźcie mnie!" Dziś przy obiedzie była mowa, że w połowie kwietnie, gdy poczną się upały, opuścimy Pegli i pojedziemy do Szwajcarii. Nawet i to mnie przestrasza. Zdaje się, że biednego Davisa żona będzie musiała umieścić w jakimś zakładzie. On po prostu ma początki pomieszania. Po całych dniach milczy i patrzy w ziemię, od czasu do czasu tylko spogląda na swe paznokcie, bo ma stałą obawę, że mu odpadają. Są to skutki szalonego życia i morfiny.
Kończę pisać, zbliża się bowiem godzina naszej przejażdżki po morzu.

[powrót] [2 kwietnia]