Henryk Sienkiewicz

"Bez dogmatu"

20 KWIETNIA.

Wczoraj nie widziałem Laury cały dzień, bo była niezdrowa. Przeziębiła się siedząc do późna na balkonie, następnie przeziębienie przeszło w ból zębów. Co za nuda! Na szczęście, jeszcze onegdaj wieczór przyjechał do Davisa doktor, który odtąd zostanie stale przy nim; inaczej nie miałbym do kogo słowa przemówić. Jest to młody Włoch, podobny do kawałka węgla, mały, czarny, z ogromną głową i bystrymi oczyma. Wydaje się bardzo inteligentny. Widocznie zaraz pierwszego wieczora rozpatrzył się w położeniu i panujących między nami stosunkach, następnie znalazł wszystko zupełnie naturalnym i bez wahania uznał we mnie właściwego pana domu. Nie mogłem wstrzymać się od uśmiechu, gdy przyszedłszy dziś rano spytał mnie, czy może "panią hrabinę" widzieć i zapisać jej lekarstwo. W tym kraju panują oryginalne obyczaje. Wszędzie gdzie indziej, gdy na zamężną kobietę pada podejrzenie, że należy do kogo innego, cały świat urządza na nią jedną wielką obławę, często pełną bezmyślnego okrucieństwa. Tu przeciwnie: panuje taka cześć dla miłości, że wszyscy stają natychmiast po jej stronie i poczynają spiskować na korzyść zakochanych. Powiedziałem Włochowi, że zapytam panią hrabinę, czy zechce go widzieć. Jakoż dziś po śniadaniu wtargnąłem do buduaru Laury. Przyjęła mnie niechętnie, bo twarz ma nieco nabrzmiałą, i nie chciała, bym ją w tym stanie widział. I rzeczywiście, widok jej przypominał mi moje dawne lekcje rysunków. Zauważyłem wówczas, że portretując twarz nowożytną można popełniać różne niedokładności, nawet to i owo zmienić - a jednak, byle został wyraz, byle została idea twarzy, podobieństwo nic na tym nie traci. Inna rzecz przy przerysowaniu antyków: lada niedokładna linia, lada zboczenie burzy harmonię twarzy i czyni ją inną. Teraz miałem tego przykład na Laurze. Obrzmienie jej twarzy było bardzo małe, zresztą prawiem go nie widział, bo obracała się uparcie do mnie zdrowym profilem; ale że oczy miała cokolwiek zaczerwienione i powieki nieco cięższe niż zwykle, nie była to już ta sama, doskonała w swej harmonii twarz - i daleko jej było do codziennej piękności. Oczywiście nie dałem Laurze tego poznać, ale ona przyjmowała moje pieszczoty z jakimś niepokojem, zupełnie tak, jakby ją dręczyły wyrzuty sumienia. Widocznie, wedle jej zasad, fluksja jest śmiertelnym grzechem.
Szczególne bądź co bądź zasady! Ja także mam niewątpliwie duszę starożytnego Greka, ale poza poganinem jest przecie we mnie jeszcze i coś więcej. Laura może być z czasem bardzo nieszczęśliwa ze swoją filozofią. Rozumiem jeszcze, że można uczynić sobie religię z piękności w ogóle, ale czynić ją sobie z piękności własnej jest to przygotowywać sobie nieszczęście. Co mi za religia, którą jedna fluksja podrywa, a którą pryszczyk na nosie jest mocen zburzyć do cna!

[powrót] [25 kwietnia]