Henryk Sienkiewicz
"Bez dogmatu"
8 WRZEŚNIA.
Jak pomyślę, że wszystko skończone, zerwane, że nic nie zostało, że ja już wyjechałem - na zawsze - nie chce mi się w to wierzyć. Nie ma już dla mnie Anielki! A co jest? - nic!
Więc po co ja żyję? Nie wiem! Przecie nie dla tej ciekawości, czy pan Kromicki będzie miał syna czy córkę!
Ciągle myślę: jakie to wszystko naturalne! - i głowa mi pęka.
To dziwna rzecz: ja powinienem był być na to przygotowany, a nigdy nic podobnego przez myśl mi nie przeszło. Byłbym się prędzej spodziewał, że mnie piorun trzaśnie.
Kromicki jednakże zaraz z Warszawy pojechał do Płoszowa, bawił tam kilka dni, a potem byli razem w drodze, razem w Wiedniu, razem w Gasteinie.
A ja wytwarzałem nastrój miłosny. Nerwy pani były poruszone i serce wezbrane. Dalibóg, że to ma swoje okropnie śmieszne strony.
Jestem przeraźliwie głupi. Bo skorom mógł znieść wspólny pobyt państwa Kromickich, to powinienem umieć znieść jego następstwa. Ale na Boga żywego, to nie umysł, to moje nerwy nie godzą się na te następstwa. Są ludzie, w których te dwie siły idą zgodnie; we mnie gryzą się jak psy. To jedno więcej nieszczęście.
Dlaczego właśnie jam nigdy nie przewidywał czegoś podobnego? Powinno mi było przyjść do głowy, że jeżeli istnieje jakiś zbieg rzeczy straszny, jakiś cios boleśniejszy od wszystkich dotychczasowych, to oczywiście mnie nie minie.
Czasem wydaje mi się, że jestem po prostu ścigany przez Opatrzność i że ona, postanowiwszy logikę faktów, która sama przez się umie się mścić, nie poprzestaje jednak na tej zemście, tylko jeszcze osobno wgląda w moje sprawy i osobno mnie karze. Ale skąd ta zawziętość przeciw mnie? Iluż to ludzi kocha się w cudzych żonach, czy więc dla tego mniej cierpią, że mniej, lekkomyślniej, nieuczciwiej kochają? Co by to była za sprawiedliwość?
Toteż nie! W tych rzeczach nie ma żadnej świadomej siebie myśli i wszystko się spełnia tak, jak musi, jak wypadnie.