Henryk Sienkiewicz
"Bez dogmatu"
11 WRZEŚNIA.
Podobno człowiek rażony piorunem sztywnieje i nie upada od razu. Ja także trzymałem się dotąd siłą tego piorunu, który we mnie uderzył - myślę jednak, że teraz zwalę się z nóg. Jest ze mną źle. Jak tylko mrok poczyna zapadać, dzieje się ze mną coś dziwnego: odczuwam duszność, czynię usiłowania, żeby westchnąć - i zdaje mi się, że powietrze nie chce wchodzić do głębi mych płuc, że oddycham tylko ich częścią. We dnie i w nocy chwyta mnie od czasu do czasu jakaś nieokreślona trwoga - trwoga przed niczym. Zdaje mi się, że stanie się coś strasznego, bez porównania gorszego niż śmierć.
Wczoraj zadałem sobie pytanie: co by też się stało, gdybym nagle w tym obcym mieście zapomniał, jak się nazywam, gdzie mieszkam, i powędrował wśród ciemności wprost przed siebie, bez celu, w obłąkaniu?...
Są to przypuszczenia chorobliwe. Zresztą w takim razie stałoby się z moim ciałem tylko to, co się już stało z duszą, bo w znaczeniu moralnym ja nie wiem, gdzie mieszkam; idę w ciemnościach, bez celu, w obłąkaniu.
I boję się wszystkiego - z wyjątkiem śmierci. A ściśle mówiąc: mam takie dziwne uczucie, że to nie ja się boję, tylko że trwoga zamieszkała we mnie, jakby jakaś osobna istota - i drży.
Nie znoszę teraz zupełnie ciemności. Wieczorem chodzę aż do zupełnego znużenia po ulicach oświeconych elektrycznością. Gdybym spotkał kogo znajomego, uciekłbym na koniec świata; ale tłum jest mi potrzebny. Gdy na ulicach zaczyna się przerzedzać, robi mi się straszno. Z przerażeniem myślę zawsze o nocy. A te noce takie już okropnie długie!
Czuje prawie ciągle metaliczny smak w ustach. Pierwszy raz uczułem go, gdy po odprowadzeniu Klary na kolej, wróciwszy do domu zastałem u siebie Kromickiego; drugi raz teraz, w Wiedniu, gdy pani Celina powiedziała mi "wielką nowinę".
Co to był za dzień! Przyszedłem po drugiej wizycie doktora spytać o Anielkę. Przez głowę mi nie przeszło podobne podejrzenie; nie rozumiałem nic, nawet i wówczas, gdy pani Celina powiedziała mi:
- Doktor zapewnia, że to są objawy czysto nerwowe, prawie bez związku z jej stanem.
Ona zaś widząc, że się niczego nie domyślam, zaczęła mówić z zakłopotaniem:
- Bo muszę ci powiedzieć wielką nowinę...
I powiedziała mi wielką nowinę. Usłyszawszy ją, poczułem cynę w ustach i zrobiło mi się zimno w mózgu - zupełnie jak wówczas, gdym zobaczył niespodzianie Kromickiego.
Wróciłem do hotelu. Pamiętam doskonale, że między różnymi uczuciami, jakie mną targały, była i potrzeba śmiechu. Ta idealna istota, której nawet i miłość platoniczna wydawała się czymś niedozwolonym, która zamiast miłość mówiła przyjaźń!
Czułem potrzebę śmiechu - a także i rozbicia głowy o mur.
Zachowałem jednak jakąś mechaniczną przytomność... Dało mi ją poczucie, że skończyło się wszystko, raz na zawsze, i że muszę wyjechać, że nie mogę nie wyjechać... To poczucie zrobiło ze mnie automat spełniający doskonale wszystkie czynności odnoszące się do wyjazdu.
Byłem do tego stopnia przytomny, żem nawet ocalił pozory. Po co? - nie wiem! Nic mi na tym nie zależało. Były to zapewne mechaniczne odruchy mózgu, który przez całe miesiące i lata przywykł do ukrywania prawdy i ratowania pozorów. Powiedziałem pani Celinie, żem był u doktora, żem chory na serce, że kazał mi jechać, nie tracąc minuty, do Berlina - i ona uwierzyła.
Anielka nie! Widziałem jej oczy - rozszerzone z przestrachu, widziałem wzrok zhańbionej męczennicy, i było we mnie dwóch ludzi: jeden mówił: co ona winna? drugi miał chęć w twarz jej plunąć.
O, czemu ja tę kobietę tak kochałem!