Henryk Sienkiewicz

"Bez dogmatu"

15 LISTOPADA.

Jak się to stało? dlaczego? skąd jej jakiejkolwiek podejrzenie mogło przyjść do głowy? - nie mogę zgadnąć. A jednak przyszło. Dziś przy śniadaniu podniosła nagle oczy i spoglądając na nas bacznie po kolei, rzekła:
- Nie rozumiem, co to jest, ale mam takie wrażenie, jakbyście coś ukrywali przede mną.
Ja uczułem, że blednę; pani Celina zachowała się jak najfatalniej; jedna poczciwa, kochana ciotka nie straciła przytomności i poczęła natychmiast zrzędzić na Anielkę.
- Owszem, owszem - rzekła - ukrywaliśmy ci dotąd, że cię mamy za niemądrą główkę, ale dłużej ci tego nie będziemy ukrywali. Leon wczoraj mówił, że się nigdy nie nauczysz grać w szachy, bo ci zupełnie brak zmysłu kombinacji.
Ja, ochłonąwszy, pochwyciłem oczywiście ten wątek rozmowy i począłem śmiać się i żartować. Anielka odeszła niby uspokojona, byłem jednak pewien, żeśmy nie zdołali rozproszyć zupełnie jej podejrzeń i że moja wesołość mogła się jej wydać sztuczną. I ciotka, i pani Celina były ogromnie przestraszone, a mnie ogarnęła rozpacz, bom od razu ujrzał całą bezowocność naszych wysiłków, by rzecz utrzymać długo w zupełnej tajemnicy. Przypuszczam, że obecnie Anielka posądza nas tylko o to, że ukrywamy przed nią jakieś niepomyślne wieści finansowe; ale co będzie, gdy przez tydzień, dwa, miesiąc nie przyjdzie żaden list od Kromickiego? Co jej wówczas powiemy? czym wytłumaczymy jego milczenie?
Koło południa przyszedł doktor. Powiedzieliśmy mu zaraz, co zaszło - on zaś zaczął powtarzać swoje poprzednie zdanie, że trzeba jednak powiedzieć Anielce prawdę.
- Bo - rzekł - naturalnie, że pani Kromicka zacznie się niepokoić wkrótce brakiem listów i będzie czyniła wszelkie najgorsze przypuszczenia.
Ale ja usiłowałem oddalić jeszcze tę ostateczność i powiedziałem, że w najgorszym razie ten niepokój przygotuje ją właśnie do wiadomości.
- Tak - odrzekł doktor - ale długi niepokój źle przygotuje organizm do przejścia, które go czeka, a które prawdopodobnie i w pomyślnych warunkach nie byłoby zbyt łatwe.
Może to być prawda, a jednak we mnie serce po prostu zamiera ze strachu. Wszystko ma swoje granice, a zatem i odwaga ludzka. Coś jest we mnie, co się temu rozpaczliwie sprzeciwia i opiera, i boję się jakiegoś głosu, który mi mówi: nie! Tymczasem te panie już są prawie zdecydowane, żeby jej jutro powiedzieć całą prawdę. Ja nie chcę się w to wdawać. Nie miałem pojęcia, że człowiek może się czegoś bać do tego stopnia. Ale tu przecie o nią chodzi.

[powrót] [16 listopada]