Henryk Sienkiewicz

"Quo vadis"

ROZDZIAŁ LXXII

A Rzym szalał po dawnemu, tak iż zdawało się, że to miasto, które podbiło świat, poczyna się wreszcie z braku przewodników rozdzierać samo w sobie. Jeszcze zanim dla Apostołów wybiła ostatnia godzina, przyszedł spisek Pizona, a po nim kośba tak nieubłagana najwyższych głów w Rzymie, że tym nawet, którzy widzieli bóstwo w Neronie, wydał się on w końcu bóstwem śmierci. Żałoba padła na miasto, strach rozsiał się po domach i w sercach, ale portyki wieńczyły się bluszczem i kwiatami, nie wolno było okazywać żalu po zmarłych. Ludzie, którzy budzili się z rana, zadawali sobie pytanie, czyja dziś kolej nadejdzie. Orszak mar, ciągnących za cezarem, powiększał się z dniem każdym.
Pizo przypłacił głową spisek, a za nim poszli Seneka i Lukan, Feniusz Rufus i Plaucjusz Lateranus, i Flawiusz Scewinus, i Afraniusz Kwincjanus, i rozpustny towarzysz szaleństw cezara, Tuliusz Senecjo, i Prokulus, i Ararykus, i Tugurynus, i Gratus, i Silanus, i Proksymus, i Subriusz Flawiusz, niegdyś oddany całą duszą Neronowi, i Sulpicjusz Asper. Jednych gubiła własna nikczemność, innych bojaźń, innych bogactwa, innych męstwo. Cezar, przerażony samą liczbą spiskowych, okrył żołnierstwem mury i trzymał miasto jakby w oblężeniu, wysyłając co dzień centurionów z wyrokami śmierci do podejrzanych domów. Skazani płaszczyli się jeszcze w listach, pełnych pochlebstw, dziękując cezarowi za wyrok i zapisując mu część mienia, aby resztę dla dzieci ocalić. Zdawało się w końcu, że Nero umyślnie przebiera wszelką miarę, by się przekonać, do jakiego stopnia znikczemnieli ludzie i jak długo zniosą krwawe rządy. Za spiskowymi wytracano ich krewnych, przyjaciół i prostych nawet znajomych. Mieszkańcy wspaniałych, wzniesionych po pożarze domów, wychodząc na ulicę, byli pewni, iż ujrzą całe szeregi pogrzebów. Pompejusz, Korneliusz Marcjalis, Flawiusz Nepos i Stacjusz Domicjusz zginęli, oskarżeni o brak miłości do cezara; Nowiusz Pryskus, jako przyjaciel Seneki; Rufiusza Kryspina pozbawiono prawa ognia i wody dlatego, że niegdyś był mężem Poppei. Wielkiego Trazeasza zgubiła cnota, wielu przypłaciło życiem szlachetne pochodzenie, nawet i Poppea padła ofiarą chwilowego uniesienia cezara.
A senat płaszczył się przed straszliwym władcą, wznosił na jego cześć świątynie, czynił wota za jego głos, wieńczył jego posągi i przeznaczał mu kapłanów, jak bóstwu. Senatorowie ze drżeniem w duszy szli na Palatyn, by wielbić śpiew "Periodonicesa" i szaleć z nim razem wśród orgii nagich ciał, wina i kwiatów.
A tymczasem z dołu, na roli przesiąkniętej krwią i łzami, wzrastała cicho, ale coraz potężniej, siejba Piotrowa.

[powrót] [rozdz.LXXIII]