Henryk Sienkiewicz

"Mowa przy odsłonięciu pomnika
J. Słowackiego"

W Parku Miłosławskim dnia 16 września 1899 roku.

Opatrzność, tworząc narody, hojnie obsypała naszych praojców rozlicznymi darami. Dała im obszerne i żyzne ziemie; dała im zarazem lwie i gołębie serca, szlachetne dusze i bystre umysły, zdolne do najgórniejszych lotów.
Ale nie był to jeszcze kres darów.
Można by mniemać, że Bóg tworząc Polaków rzekł im: "Oto na domiar wszystkiego daję wam śpiż dźwięczny a niepożyty, taki, z jakiego ludy żyjące przed wami stawiały posągi swym bohaterom; daję wam złoto błyszczące i giętkie, a wy z tego tworzywa uczyńcie mowę waszą."
I została ta mowa, niepożyta jak śpiż, świetna i droga jak złoto, jedna z najwspanialszych na świecie, tak wspaniała, piękna i dźwięczna, że chyba tylko język dawnych Hellenów może się z nią porównać.
Powstali również z biegiem wieków liczni mistrze słowa, którzy ze śpiżu uczynili ramę harfy, a ze złota nawiązali na nią struny. A wówczas poczęła śpiewać ta polska harfa i wyśpiewać dawne życie. Czasem huczała jak grzmot w górach: czasem unosiła się nad równinami; czasem w skowronkowych tonach dźwięczała nad polami - błogosławiąca i błogosławiona, czysta jak łza, boża jak modlitwa, słodka jak miłość.
Aż przyszedł wreszcie do tej harfy największy z mistrzów, Mickiewicz, i położywszy na niej natchnione dłonie, wydostał z jej strun takie jeszcze dźwięki, których nie domyślano się przed nim. Pieśń jego kończyła się aż gdzieś na niebios progu, tak doskonała, tak prawie nieziemska, że wówczas nawet gdy przestawał grać...

                            ...wszystkim się zdawało,
że wielki mistrz gra jeszcze, a to echo grało...

Echo serc polskich...
I wygrał szum, naszych lasów, plusk naszych rzek i dżdżów, gromy naszych burz, pieśni naszego ludu - wszystko, co nasza myśl może objąć, serce odczuć, a dusza wyobrazić jako wzniosłe i jako najpiękniejsze w świecie.
Więc zdawać się mogło, że po nim i obok niego nikt nie zdoła już nic dodać tej mowie, że dosięgła już szczytu i że ozdoby a doskonałości nikt już nie potrafi jej przysporzyć.
A jednak znalazł się poeta, który to uczynił - i to jest ten, którego rysy widzicie wykute dłonią mistrza w marmurze.

. . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . .
Lećcie u zorzy prosić purpury
Pereł u rosy, szafiru u chmury,
A może gdzie zawieszona
Na niebie tęczowa nić -
To tęczę wziąć na wrzeciona
I wić, i wić, i wić.

Tak jest! On to uczynił. On nabrał pełnymi garściami pereł, szafirów, purpury, tęczowych blasków, olśniewających diamentów i obsypał nimi tę naszą harfę tak hojnie, tak bez miary, że stanęła przed nim i przed nami w niebywałym blasku, przepychu i majestacie, niby Harfa-Królowa, przed którą gną się kolana ludu i schylają się czoła ludu, jak ongi przed harfą Dawida.
I oto jego zasługa, jego chwała, jego wielkość.
Pokolenia będą czerpały z tych skarbów, pokolenia będą z podziwem i zdumieniem się pytały, jak zdołał i mógł to uczynić?
A jednak uczynił.
Zdołał - bo poezja w jego duszy była jak nieprzebrane wody mórz, a mógł, bo tylko zmarłym nie można nic dodać. Przed żywą królewną zawsze można uderzyć czołem i przynieść jej skarby w ofierze; ta zaś nasza królowa, którą on obdarzył, była i będzie nie tylko żywa, ale i nieśmiertelna.


Pierwodruk z fotografiami uroczystości miłosławskiej w dziennikach i tygodnikach z września r. 1899, m. in. w "Tygodniku Illustrowanym", t. 2, s. 780, i w petersburskim "Kraju" 29.IX. nr 38, s. 155-6.

[powrót]