Henryk Sienkiewicz

"Helena Modrzejewska"

Do krytyków, do pisarzy dramatycznych, wreszcie do historyków teatru należy ocena Heleny Modrzejewskiej jako artystki, która podniosła u nas poziom sztuki scenicznej, odtworzyła cały szereg wielkich scenicznych postaci i rozpoczęła krótki, na nieszczęście - okres największej świetności naszego teatru. Ja chcę podnieść i oświetlić inną stronę jej życia, którą specjalna krytyka się nie zajmie. Będzie to jakby jedna więcej garść ziemi na tę przybyła zza oceanu trumnę. Pamięć wielkiej artystki przeżyje długie lata - niechże nie ginie i pamięć obywatelki!
Potok, który toczy kamienie, morze, które rzuca nimi o brzeg, tak ściera ich kanty, tak wygładza je, wyokrągla i nadaje im postać tak jednaką, że różnią się tylko wielkością. Życie bywa nieraz takim potokiem i takim morzem. Jeśli wyrwie człowieka z rodzinnego gniazda, wówczas toczy nim jak kamieniem, rzuca go na obce brzegi, wśród obcych ludzi i w końcu upodabnia go do otoczenia, nadaje mu wspólne ze środowiskiem duchowe kształty i ściera - często całkowicie - cechy rodzime. Tak działa prąd, taka działa fala życia. Lecz w tym powszechnym zjawisku zdarzają się wyjątki. Istnieją duchy tak oporne, że tę siłę łamią. Są serca jakby wykute z diamentu, które nie tylko treści wewnętrznej, ale i formy nigdy nie zmienią i pozostaną zawsze tym, czym były. Przykładem tego jest Helena Modrzejewska, której zwłoki spoczęły w ziemi ojczystej. Życie zewnętrzne tej niepospolitej kobiety składało się na to, aby uczynić ją wielką, ale kosmopolityczną artystką, natomiast jej życie wewnętrzne związane było do tego stopnia z krajem rodzinnym, że ani na chwilę nie przestała być polską patriotką.
"O, Jeruzalem, Jeruzalem, jeśli cię kiedy zapomnę, niech będzie zapomniana prawica moja" - te słowa psalmu Dawidowego stały się jakby cząstką jej duszy. Więc nie zapomniała nigdy. I wracała do tej ziemi-matki, ilekroć mogła, a wreszcie wróciła w trumnie. Tu dla niej spoczynek, tu dla niej spokój, tu dla niej cichy, wieczny sen. Nie zapomniała o starej ziemi w tej nowej, w której zapomnieć łatwiej niż w każdej innej, albowiem każda inna będzie zawsze przybyszowi macochą, ta jedna staje się matką, uznaje go za dziecko własne i daje mu wszystko, co ma i posiada sama. Modrzejewskiej dała ona najwyższe dla artystów dobro, bo sławę wielką, a jednak nie zdołała zatrzymać nie tylko jej duszy, ale i śmiertelnych szczątków.
I równie jak ziarno naszej sosny lub lipy, porwane wichrem, może gdzieś nad brzegami dalekich mórz wyrosnąć w strzeliste drzewo, jednakże nie zmieni się w palmę lub oliwkę, tak i ona, wyrosła bardzo wysoko, lecz zrodzona na polskiej ziemi, została Polką do ostatniego tchnienia.
Dlaczego? co dało tę żywotność jej polskim uczuciom, co sprawiło, że tradycja, że miłość, że pamięć rodzinnego gniazda pociągnęły za nią przez ocean, tak jak ptaki morskie ciągną za okrętem - i nie opuściły jej nigdy? Taka była jej natura? Niewątpliwie. Ale tego rodzaju odpowiedź nic nie tłumaczy i zmniejsza tylko zasługę. I mimo woli nasuwa się na myśl inne jeszcze pytanie. Oto, gdyby ta stara ziemia była potężna, bogata, wolna i szczęśliwa - czy tak samo nie byłoby łatwo zmarłej artystce odeprzeć od niej serca? I w tym pytaniu leży może tajemnica tej miłości. Ta stara ziemia - to matka w niedoli. Więc, gdy się widzi cudzą siłę, a pomyśli się o jej słabości, gdy wobec cudzego bogactwa pomyśli się o jej ubóstwie, wobec cudzej radości o jej łzach, wobec cudzej pełni i swobody życia o jej zakratowanej celi - to wówczas kocha się tym bardziej jej niedolę, jej słabość, jej ubóstwo, jej łzy i jej utrapienia - wówczas woła się ku niej razem z Dawidem: "O, Jeruzalem, Jeruzalem! jeśli cię kiedy zapomnę, niech będzie zapomniana prawica moja!"
Ale kto tak kocha? Przecie nie ci, którzy głoszą hasło: ibi patria, ubi bene. Tak kochają matkę dzieci wierne, tak kochają dusze szlachetne i podniosłe, tak kochają ci, których wzrusza wszelka niedola i których oburza wszelka niesprawiedliwość.
A na koniec tak kochają istoty wybrane i obdarzone przez Boga odtwórczą mocą wyobraźni - które, gdy zatęskni w nich serce ku matce, to widzą ją choćby zza dziesiątego morza tak wyraźnie, jakby stanęły u jej progu. Widzą wówczas wieże rodzinnych miast, śniegi ojczystych gór i łany zbóż, i kwiaty łąk... Słyszą śpiewy kościelne i fujarki pastusze, i wszystkie głosy ziemi, a im owe głosy, złączone razem, podobniejsze są do łkania - tym więcej tęsknią i tym głębiej kochają.
Tak kochała swą matkę-ziemię Helena Modrzejewska.


Pierwodruk "Kurier Warszawski" 16.VII.1909, nr 194.

[powrót]