Henryk Sienkiewicz

"Na zjeździe wychowańców Szkoły Głównej"

6 czerwca r. 1903

Czcigodni profesorowie i szanowni koledzy!

Powierzono mi zaszczytny obowiązek powitania uczestników tego pamiątkowego zjazdu. Pamiątkowy on jest zaiste, bo przywodzi nam na pamięć nie tylko młode nasze lata, ale i tę ważną chwilę w naszych dziejach, w której po długiej przerwie otwarty został taki właśnie wyższy przybytek naukowy, jakiego gorąco pożądało całe społeczeństwo. Miał on zaświecić jak gwiazda nad całym krajem, miał rzucić jasne promienie wiedzy w najodleglejsze krańce tej ziemi, miał wytworzyć ludzi nauki i światłych obywateli, miał podnieść poziom naszej kultury i uszlachetnić, a zarazem pogłębić myśl narodową.
Więc pogarnęliśmy się tłumnie do tej naszej Szkoły Głównej. Z miłością witani przez was, czcigodni nasi przewodnicy, odpłaciliśmy wam równie gorącym sercem.
Krótkie było istnienie tej naszej szkoły, ale śmiało można powiedzieć, że mało który w świecie uniwersytet mógł się pochlubić takim stosunkiem przewodników do młodzieży.
Częstokroć bywają to dwa obozy, my zaś stanowiliśmy jeden, a stało się tak dlatego, że mieliśmy głębokie poczucie jedności naszych celów i ideałów i że czuliśmy najmocniej tożsamość naszych dusz.
Tkwiła w nas nieograniczona do was ufność, a na takiej glebie łatwo wyrasta miłość, łatwo zgoda, łatwo zapał, łatwo praca. Więc z miłością, w zgodzie, z zapałem wzięliśmy się do pracy dla dobra społecznego i dla przyszłości.
I oto po czterech latach mogliśmy, czcigodni panowie, powiedzieć już społeczeństwu: "Plon niesiemy, plon!" Spod waszego przewodnictwa wyrosło pierwsze pokolenie ludzi, które zajęło opróżnione dotychczas stanowiska społeczne i rozniosło po kraju nie tylko wiedzę zawodową, ale i wyższe poglądy, szlachetniejsze porywy, głębsze myśli.
Odtąd co rok wypuszczaliście nowe zastępy posłanników waszego ducha, ci zaś nieśli światło w pomrokę, podwójnie błogosławione, bo i takie, które rozjaśnia umysły, i takie, które rozgrzewa serca ludzkie.
Więc gdy po upływie kilku dziesiątków lat postanowiliśmy raz jeszcze policzyć się, raz jeszcze spojrzeć sobie w twarze, raz jeszcze wzajem się sobie przypomnieć, słuszną i sprawiedliwą rzeczą jest, abyśmy rozpoczęli to zebranie od wyrażenia wam, czcigodni profesorowie, naszej wielkiej i niewygasłej wdzięczności. Taka była najpierwsza myśl wszystkich tu zebranych uczniów Szkoły Głównej i takie pierwsze uczucie, którego jestem w tej chwili wyrazem.
To wam się od nas należy, albowiem winniśmy wam wdzięczność nie tylko za te ziarna nauki, które rzucaliście w nasze umysły, ale i za ową zasadniczą, wysoką miłość ideałów, którą wszczepiliście nam w duszę, a dzięki której żaden z waszych wychowańców nie przeszedł nigdy tej granicy, poza którą rozpoczyna się od tych ideałów odstępstwo.
Kształciliście rozumy, ale kształciliście także i charaktery. Wasza główna zasługa - to ten ogromny zastęp cichych pracowników, którzy w ciężkich nieraz warunkach życia wraz z umysłowym podnosili zarazem i moralny poziom społeczny, a pracując uporczywie, lubo bez rozgłosu i sławy - ni dla chleba, ni dla żadnych innych korzyści nie sprzeniewierzyli się duszy powszechnej.
Ten cichy a niewzruszony jak skała zastęp wyście stworzyli. I cześć należy się wam za to, nie tylko nasza, ale i powszechna.
A teraz patrzcie: szron ubielił włosy i waszych uczniów. Różne były ich losy i różna dola. Po tylu latach ubiegłych niejednemu może często przychodzi na myśl wiersza naszego wieszcza:

Polały się łzy me czyste, rzęsiste...
Na me dzieciństwo sielskie, anielskie,
Na moją młodość górną i chmurną,
Na mój wiek męski, wiek klęski;
Polały się łzy me czyste, rzęsiste...

Ale klęski i zawody męskiego wieku, ale te łzy nie ugasiły w nas jednak pamięci, że pierwszym obowiązkiem naszym jest przekazać to, co odziedziczyliśmy po was, przyszłym pokoleniom jako najszlachetniejszą i najświętszą puściznę.
Więc za tę naukową pracę, tak owocną, za ten wielki trud obywatelski cześć wam wszystkim!
Cześć pierwszemu przewodnikowi Szkoły Głównej, którego wspomnienie pozostanie nam na zawsze drogie!
Cześć pamięci zmarłych i cześć tym, których mamy jeszcze szczęście oglądać na tym zjeździe!
Nasi profesorowie Szkoły Głównej niech żyją!


Pierwodruk w "Kurierze Warszawskim" 1903, nr 155.

[powrót]