Henryk Sienkiewicz

"Na jedną kartę"

Akt pierwszy

Scena przedstawia salon z głównymi drzwiami na ogród.
W bocznych ścianach drzwi do przyległych pokojów.

SCENA II

Pani Czeska. - Stella. - Jerzy Pretwic. - Hrabia Drahomir z lewą ręką na temblaku. - Służący.

Służący

(Otwierając drzwi) Księżniczka jest w salonie!

Stella

(Witając się) Jakoś dziś późno, panie Jerzy?

Jerzy

Prawda: słońce już zachodzi. Ale nie mogliśmy wcześniej. - Czy panie wiedzą, że w sąsiedniej osadzie był pożar? Pojechaliśmy do ognia.

Czeska

Słyszałyśmy już. Podobno kilkanaście domów spaliło się zupełnie.

Jerzy

Ogień wszczął się od rana, a ugaszono go dopiero teraz. Koło dwudziestu rodzin jest bez dachu i bez chleba. Spóźniliśmy się tu jeszcze dlatego, że Karol miał wypadek.

Stella

(Żywo) Prawda! ręka na temblaku... panie Karolu?

Drahomir

Doprawdy, nic wielkiego. Gdyby nie było większych ran na świecie, odwagę sprzedawano by na wszystkich targach. Lekkie draśnięcie...

Stella

Jakże się to stało, panie Jerzy?

Jerzy

Gdy się to stało, byłem na drugim końcu ulicy i nie mogłem nic widzieć z powodu dymu. Mówiono mi tylko, że Karol wskoczył do płonącego domu.

Stella

Ach, Boże!

Drahomir

(Śmiejąc się) Uważam, że czyn mój zyskuje na odległości.

Czeska

Więc niech go pan sam opowie.

Drahomir

Zawołano przy mnie, że w domu, którego zresztą dach zaczynał się dopiero palić, jest jakaś kobieta. Wtedy ja, sądząc, że owa salamandra, nie lękająca się płomieni, jest może jakąś zaczarowaną pięknością, przez czystą ciekawość wszedłem do środka. Było tam już trochę ciemno od dymu. Patrzę więc, i przekonywam się ostatecznie, że w niczym nie mam szczęścia, bo moja salamandra jest tylko staruszką Żydówką, która pakuje w worek pierze darte. Wśród płatków gęsiego puchu wyglądała na co państwo chcecie, ale nie na wróżkę. Krzyczę tedy, że się pali, ona w ciemności bierze mnie widocznie za złodzieja i krzyczy także, czyli - krzyczymy oboje. Na koniec widząc, że nie ma rady, chwytam w objęcia moją salamandrę i wynoszę ją omdlałą ze strachu, nawet nie oknem, ale drzwiami.

Jerzy

Nie dodajesz tylko, że dach runął i że krokiew uderzyła cię w rękę.

Drahomir

Kiedy tak, zrywam tamy skromności i dodaję jeszcze, że burmistrz miał do mnie mówkę. Zdaje mi się, że mówił coś o pomniku, jaki mi mają postawić w rynku. Niech mi jednak panie wierzą, że ogień ugasił Jerzy ze swymi ludźmi. Myślę, że powinni postawić dwa pomniki.

Czeska

Wiem, że panowie warciście jeden drugiego.

Stella

Chwała Bogu, że nic gorszego nie spotkało pana, panie Karolu.

Drahomir

Spotkało mnie coś bardzo dobrego, bo współczucie pani.

Czeska

I moje jest dla pana, dlatego, że z panem Jerzym mam na pieńku.

Jerzy

Za co, droga pani?

Czeska

Ej, panie Jerzy, panie Jerzy! (Do Stelli i Drahomira:) Idźcie no państwo do księcia, a my tu rozmówimy się zaraz.

Stella

Ej, mateczko, widzę, że chcesz bałamucić pana Jerzego.

Czeska

Cicho, psotnico! właśnie mi z tobą iść w zawody. Wiedz jednak, moja przylaszczko, że każda jesień miała przedtem wiosnę. No, idźcie państwo!

Stella

(Do Drahomira) Więc chodźmy. Papo jest w ogrodzie, i boję się, czy mu znów nie gorzej. Bieda, że tego doktora nie ma!

[powrót] [scena-III]