Henryk Sienkiewicz
"Na jedną kartę"
Akt pierwszy
Scena przedstawia salon z głównymi drzwiami na ogród.
W bocznych ścianach drzwi do przyległych pokojów.
SCENA VII
Józwowicz sam. - Potem Stella.
Józwowicz
Co tu robią ci ludzie, i co ona chce mi powiedzieć? Czyżby?... Ale nie! To niemożliwe. Jestem jakiś niespokojny, ale przecie za chwilę wszystko się wyjaśni... Ach, jakiż ze mnie głupiec! Ona chce po prostu opowiedzieć, co wie o zdrowiu księcia. To ten księżycowy wieczór tak mnie rozstraja, że mi tylko wziąć gitarę w rękę.
Stella
(Wchodząc) Panie Stanisławie!
Józwowicz
Jestem tu, księżniczko!
Stella
Starałam się, żeby pan długo nie czekał. Siądę tu koło pana, i pogadamy tak, jak to dawniej, gdy byłam mała jeszcze i słaba, a pan mnie leczył. Pamiętam, że nieraz zdarzało mi się usnąć, a pan mnie na ręku odnosił śpiącą.
Józwowicz
Pieszczota całego domu była bardzo słaba wówczas
Stella
A dziś, jeśli jest zdrowa, to dzięki panu tylko; jeśli coś umie, to również dzięki panu. Jestem sobie rośliną wypielęgnowaną ręką pana.
Józwowicz
Zatem i zasługą i chlubą moją największą. W życiu, jakie pędziłem, mało bywało chwil cichych i ciepłych - a spokoju zaznałem w tym domu tylko.
Stella
Zawsze pan równie dobry - więc też i ja uważam pana jakby starszego brata. Przecie pan się o to nie gniewa?
Józwowicz
Takie słowa pani to jedyny uśmiech mego życia. Ja panią tylko czczę, ale i kocham bardzo głęboko - jak siostrę, jak dziecko własne.
Stella
Dziękuję. W niczyj rozum i prawość nie ufam tyle, ile w pana, i dlatego chciałam pomówić o ważnych rzeczach. Spodziewam się nawet, że to, co powiem, ucieszy pana, jak i mnie cieszy, że pan wynosi się coraz wyżej nad zwyczajnych ludzi. Czy to już pewne, że pan ma zostać posłem?
Józwowicz
(Niespokojnie) Nie! to tylko prawdopodobne. Ale mów pani o tym, co jej dotyczy.
Stella
Więc... Ach, Boże!... Pan jednak nie opuści papy: prawda?
Józwowicz
(Oddychając głęboko) O! pani chce mówić o zdrowiu księcia.
Stella.
Nie. Wiem, że papo ma się teraz lepiej. Doprawdy, nie spodziewałam się, że to tak trudno... Boję się trochę pańskich surowych sądów o ludziach.
Józwowicz
(Z przymusowym spokojem) Nie bierz jednak pani na tortury mojej ciekawości!
Stella
A więc zamknę oczy i powiem, choć to żadnej pannie nie łatwo. Pan zna od dawna pana Jerzego?
Józwowicz
(Coraz niespokojniej) Znam, pani.
Stella
Jak on się panu podoba?
Józwowicz
Co pani zależy na moim zdaniu?
Stella
To... to mój narzeczony.
Józwowicz
(Wstając) Narzeczony?...
Stella
Mój Boże! Więc się panu nie podoba mój wybór?
(Chwila milczenia).
Panie Stanisławie...
Józwowicz
Chwilę tylko... chwilę... Wybór pani, jeśli wyszedł z jej serca i woli, musi być dobry... Tylko... była to dla mnie wiadomość... niespodziana - więc... przyjąłem ją może za żywo - zbyt żywo. Ale nie mogłem jej przyjąć obojętnie, przez życzliwość dla... domu państwa. Zresztą moje zdanie nic tu nie znaczy. Owszem - winszuję pani i życzę szczęścia - księżniczko. Życzę szczęścia, serdecznie życzę szczęścia.
Stella
Będę teraz spokojniejsza: dziękuję panu.
Józwowicz
Wróć pani do papy. Szczęście jakie spadło na dom książęcy, i mnie trochę zbiło z nóg, bo spadło zbyt niespodzianie. Potrzebuję ochłonąć - potrzebuję oswoić się z tą myślą. W każdym razie winszuję wyboru - wróć pani do papy.
Stella
Dobranoc panu. (We drzwiach zatrzymuje się chwilę, patrzy na Józwowicza niespokojnie i wychodzi).