Henryk Sienkiewicz
"Na jedną kartę"
Akt trzeci
Ten sam salon.
SCENA IV
Ciż. - Pani Czeska.
Czeska
(Wchodząc) Życzył pan sobie ze mną pomówić?
Józwowicz
Tak jest.
Antoni
(Kłania się pani Czeskiej, następnie do Józwowicza:) Więc idę po pieniądze i wracam za chwilę. Przyniosę ci kwity.
Józwowicz
Dobrze. (Antoni wychodzi).
Czeska
Kto jest ten pan?
Józwowicz
Sternik.
Czeska
Jak to?
Józwowicz
On prowadzi okręt, na którym płynę; zresztą straszliwie poczciwy człowiek.
Czeska
Nie rozumiem dobrze. O czym pan chciał ze mną mówić?
Józwowicz
O księżniczce. Jesteście panie jak matka z córką, zatem pani powinna wiedzieć wszystko. Co jej jest? Ona tai jakieś zmartwienie. Jako doktor, pani, i ja powinienem wiedzieć wszystko, bo żeby leczyć słabości fizyczne, trzeba znać nieraz powody moralne. (n. s.) Duchu Eskulapa, przebacz mi ten frazes!
Czeska
Mój dobry panie, o co pan pyta?
Józwowicz
Mówiłem pani, że księżniczka tai jakieś zmartwienie.
Czeska
Nie wiem.
Józwowicz
Oboje zarówno ją kochamy, więc mówmy szczerze...
Czeska
Jestem gotowa.
Józwowicz
A zatem, czy ona kocha narzeczonego?
Czeska
Co pan mówi, doktorze? Inaczej nie byłaby narzeczoną. Doprawdy, że wy wszystko lubicie tak brać na rozum, że czasem więcej, niż się powinno mieścić. Kogoż by miała kochać? Naturalnie, że skoro jest narzeczoną, to kocha. Ja to uważam za tak proste, że nawet nie mówię więcej o tym ze Stelką.
Józwowicz
Powiadasz pani: nie mówię więcej, zatem była mowa poprzednio.
Czeska
Tak jest. Mówiła mi, że nie wie, czy go dość kocha. Ale bo to, mój panie, każda czysta dusza obawia się, czy spełnia jak należy obowiązek. Co też panu mogło przyjść na myśl?
Józwowicz
(Kłaniają się) To tylko chciałem wiedzieć. (n. s.) Szkoda tu czasu!