Henryk Sienkiewicz
Nowe dzieła
Stosunki stolicy apostolskiej z Iwanem Groźnym, carem i w. ks. moskiewskim przez dr W. Zakrzewskiego. Kraków 1872
O ile wiemy, żaden z historyków naszych przed p. Zakrzewskim nie skorzystał z obfitego materiału odnoszącego się do stosunków stolicy apostolskiej z w. książętami moskiewskimi, a zawartego tak w źródłach polskich jako i zagranicznych, tudzież w zapiskach legatów i korespondencjach rozmaitych osób do zawierania tych stosunków używanych. Z pisarzy niemieckich zajmował się tym przedmiotem Józef Fiedler, który w monografii pt. Próba zjednoczenia kościoła rosyjskiego z rzymskim w XVI w.1 przedstawił według materiałów znalezionych w archiwum wiedeńskim stosunki rzymsko-moskiewskie między 1551 a 1553, z uwzględnieniem we wstępie dawniejszych za pontyfikatu Leona X i Klemensa VII. Ale Fiedler, któremu nie była znana większa część źródeł polskich, a nawet i zagranicznych, zdaniem p. Zakrzewskiego zrozumiał i przedstawił owe stosunki fałszywie, dlatego też pierwsza część książki p. Zakrzewskiego niejednokrotnie polemizuje z Próbą zjednoczenia starając się wykazać błahość wywodów Fiedlera. Według tego ostatniego bowiem tak kuria rzymska, jak i dwór moskiewski okazywały niekłamaną chęć połączenia dwóch kościołów, któremu to jednak połączeniu kładła nieprzełamane przeszkody Polska. Ze swej strony p. Zakrzewski inaczej rzecz tę przedstawia. Dowodzi on mianowicie, że po unii florenckiej z r. 1483 dwór rzymski łudził się istotnie przez pewien czas nadzieją, że przyznaniem w. książętom moskiewskim tytułu królewskiego wciągnie ich do unii z kościołem rzymskim i do koalicji monarchów chrześcijańskich przeciw Turkom, która to koalicja była, jak wiadomo wiecznym życzeniem i głównym polem zabiegów ówczesnych papieży. Otóż stąd wywiązały się wzajemne stosunki i poselstwa.
Że Polska niechętnym patrzyła na nie okiem, łatwo uwierzyć, i nie w tej tylko opinii leży błąd Fiedlera, ale w tym, że twierdzi, jakoby i w. książęta moskiewscy szczerze życzyli sobie połączenia obydwóch kościołów. Ówcześni statyści polscy, znający swych wschodnich sąsiadów daleko lepiej niż dyplomaci rzymscy, wiedzieli z góry, że stosunki te do niczego nie doprowadzą. W. książętom moskiewskim pochlebiały te stosunki i przynosiły korzyść, z pomocą nich bowiem łączyli się niejako z ucywilizowanym Zachodem, a przy tym sprowadzali do kraju artystów, rzemieślników, inżynierów, ludzi obznajmionych ze sztuką wojskową i tym podobnych fachowców, których we własnym kraju nie mieli. Połączenie jednak kościołów ani im w głowie postało, a o tytuł królewski - ową ponętę dla władców zachodnich - nie dbali ceniąc swoje własne na równi albo i wyżej niż królewski. Z drugiej strony jednak Polska posiadająca w owych czasach ziemie ruskie robiła, co mogła, by papieże nie potwierdzili niejako przez tytuł królewski pretensji w. książąt do tych ziem, tym bardziej że ci ostatni i tak pisali się panami Wszech-Rusi. Próżne to były obawy, jak się pokazało potem; dopóki jednak stosunki trwały, dwór polski musiał robić wszystko, co mógł, aby nie zaszły za daleko.
Powodem złudzeń stolicy apostolskiej mogła być nieznajomość stosunków moskiewskich, optymizm i na koniec nawet listy w. księcia, które, jako pisane po rusku, tłumaczone były na łacinę dopiero w Rzymie i przez nieznajomość języka lub uprzedzenie tłumaczów przekręcane. Tak np. wiemy, że wyraz (sojuz) tłumaczony bywał przez unio, co łatwo mogło dać do zrozumienia, że o unii religijnej mowa.
Niemniej jednak spostrzegano się i w Rzymie, że stosunki owe idą tępo i w gruncie rzeczy do niczego nie prowadzą, niejednokrotnie przerywano je zupełnie lub patrzono na nie z nieufnością. Poselstwa nie bywały częste, a czasem i niezbyt wiele budzące ufności. Tak np. Fiedler przecenia misję Schlittego, który z listem w. ks. moskiewskiego stawił się w roku 1547 przed cesarzem Karolem V w Augsburgu, w którym to liście w. ks. moskiewski prosił cesarza o pozwolenie werbowania do Moskwy rzemieślników. Fiedler twierdzi, że Schlitte był upoważniony do oświadczenia w imieniu w. ks. moskiewskiego, że tenże chciałby się porozumieć z Rzymem w sprawach kościelnych. Jest to błąd. Wprawdzie Schlitte nagadał cesarzowi o sympatii w. ks. moskiewskiego do kościoła rzymskiego, ale w liście nie było o tym ani słowa. Później, jak twierdzi p. Zakrzewski, poselstwo to przybiera zupełnie podejrzany charakter, Schlitte bowiem ścigany przez dłużników zdał swoją misję na niejakiego Steinberga, który sam siebie mianował kanclerzem w. ks. moskiewskiego do cesarza i papieża. Nominacja ta, do której Schlitte nie miał prawa, dowodzi tylko, że chciał ręce umyć od wszystkiego. Steinberg zaś sam potem nie wiedział, czego chciał; kręcił się koło cesarza i po Rzymie, jednał sobie kardynałów, obiecywał Bóg wie co, a kiedy pytano go o upoważnienie, nie umiał pokazać więcej nic, jak tylko nominację Schlittego. Nie ufano mu też w Rzymie, a lubo zjednał sobie poparcie kilku gorętszych kardynałów, doprowadziło to do wielu słów, a do żądnych czynów i wreszcie skończyło się na niczym. Na zasadzie tych danych p. Zakrzewski zaprzecza twierdzeniom Fiedlera, który opiera je na misji Steinberga. Mógł Steinberg istotnie obiecywać, co mu się podobało, z tego jednak nie można wnosić, że i w. ks. moskiewski miał szczerą chęć unii, której przeszkodziła Polska. Nie Polska przeszkodziła, ale brak zaufania do Steinberga. Fiedler przypisuje to wprawdzie wpływowi poselstwa polskiego, że Steinbergowi nie dawano cały rok odpowiedzi, p. Zakrzewski jednak okazuje na nie znanych Fiedlerowi źródłach polskich, że Zygmunt August dowiedział sie o istnieniu Steinberga i jego zabiegach w Rzymie dopiero 14 stycznia 1553 r., że zatem nie mógł mu przeszkadzać, choćby by chciał. Krótko mówiąc, chodziło w. ks. moskiewskiemu w całej tej sprawie o rzemieślników i o nic więcej, jak to i list jego wyraża; Steinberga zaś na oczy nie widział, zatem go do niczego nie upoważniał.
Rzym jednak nie zarzekał się stosunków na przyszłość, a choć następca Juliusza III, Paweł IV, przerwał je zupełnie, za to Pius IV po długich naradach z kardynałami, a nawet i naszym Hozjuszem, mianował za sprawą tego ostatniego niejakiego księdza Canobio na posła do Moskwy. Jednakże, jakkolwiek instrukcja Canobia nie zawierała nic przeciwnego interesom polskim, misja jego nie przyszła do skutku z przyczyn przeszkód, jakie stawiał Zygmunt August. Miał potem jechać niejaki ksiądz Giraldo, tajnie i z tajną instrukcją, ale i to się nie udało. Listy przejęto w Polsce, a cała ta sprawa narobiła tylko wrzawy i niesmaków między kurią rzymską a Zygmuntem Augustem.
Za Piusa V misji Wincentego dal Portico, przedsiębranej za wiedzą i zezwoleniem Zygmunta Augusta, przeszkodził znów napad Tatarów na Moskwę.
Równie nieudolne były usiłowania za Grzegorza XIII w czasie bezkrólewia w Polsce. Jeździli do Moskwy posłowie cesarscy, a przy nich mieli jechać i papiescy. Pierwsi chcieli uzyskać poparcie w. ks. moskiewskiego dla Ernesta na tron polski przeciwko Stefanowi, drugim instrukcja nakazywała pracować dla katolicyzmu. Śmierć Maksymiliana II przerwała te groźne dla Stefana umowy.
na przeglądzie wspomnianych przez nas powyższych stosunków kończy się pierwsza część książki p. Zakrzewskiego; w drugiej części autor zajmuje się wyłącznie misją Possewina.
Powody tej misji nadto są znane, abyśmy je mieli przypominać; za to zapatrywanie się autora tak na osobę Possewina jako i na sprawy jego stoi w zupełnej sprzeczności z dotychczasowymi mniemaniami najpoważniejszych naszych historyków. Pogląd ten, jako poparty zresztą argumentacją, zasługuje na krótkie streszczenie.
Mniemania dotychczasowe dadzą się zamknąć w następujących trzech punktach: 1) że Iwan Groźny w chwili niebezpieczeństwa przyrzekł Possewinowi przychylić się z całym narodem do unii; 2) że Possewin dał się podejść i zapewnieniom tym uwierzył; 3) że skutkiem tego potężnie przyczynił się, a nawet wyłącznym był sprawcą układów w Kiwerowej-Horce i Jamie Zapolskim, które to układy sprowadziły pokój w skutkach dla Rzeczypospolitej zgubny.
Otóż p. Zakrzewski nie tylko, że zaprzecza tym twierdzeniom, ale nawet, zwłaszcza drugiemu i trzeciemu, stawia wprost przeciwnie, a mianowicie: 1) że Iwan nie przyrzekł przychylić się do unii; 2) że Possewin nie dał się podejść ani mniemał, że Iwan Groźny kiedykolwiek przychyli się do unii; 3) że nie działał w duchu nieprzyjaznym Rzplitej i że pokój w Jamie Zapolskim nie tylko nie był dla niej szkodliwym, ale w ówczesnym położeniu koniecznym.
Co do pierwszego zatem, to jest co do obietnic Iwana, uważa je p. Zakrzewski za nieprawdopodobne - na mocy tego, że w chwilach, gdy Iwan był najbardziej zagrożony, nie mógł Possewin od niego uzyskać nawet pozwolenia na wybudowanie kościoła dla kupców weneckich i włoskich. Zaraz po drugiej audiencji oświadczył Iwan, że mu tego czynić nie wypada, ponieważ sprzeczne to jest ze zwyczajami kraju.2 Jeszcze ważniejszym według autora dowodem przeciw wszelkim obietnicom unii jest list Iwana do Grzegorza XIII, w którym w. ks. moskiewski prosi wprawdzie o pośrednictwo, twierdzi, że Stefan przeszkadza przymierzu przeciw Turkom, zdaje się obiecywać owo przymierze, ale o religii nie robi najmniejszej wzmianki. Ciekawi znajdą treść tego listu na str. 97-98 książki pana Zakrzewskiego. Grzegorz XIII miał się nawet zdziwić tym milczeniem o religii w. księcia, że jednak i on nie bardzo się łudził, dowodem instrukcja dana Possewinowi, w której przychylenie się do unii Iwana uważa się za bardzo nieprawdopodobne.3
Podawszy w ten sposób w wątpliwość pierwsze powszechne mniemanie o obietnicach Iwana, dąży tym samym p. Zakrzewski i do obalenia drugiego, jakoby Possewin dał się podejść uwierzywszy Iwanowi. Rzecz zdaje się dlań jasna. Jeżeli w. ks. moskiewski nie obiecywał unii, nie mógł w spełnienie jej wierzyć Possewin. Zresztą, że nie żywił pod tym względem najmniejszej nadziei, dowodem jego listy i jego własne słowa w dziele Moscovia, gdzie wyraźnie twierdzi, że największą niedorzecznością jest sądzić, by panujący w. ks. Iwan kiedykolwiek przychylił się do unii.4 Postrzeżenie to zrobił natychmiast po przybyciu do Moskwy. Według autora pokazuje się zatem, że ani Iwan chciał Possewina na tym punkcie zwodzić, ani Possewin dałby się zwieść komukolwiek. Owszem, p. Zakrzewski maluje Possewina jako człowieka do wysokiego stopnia zdolnego, doskonałego dyplomatę i biegłego dostrzegacza, który umiał i patrzeć, i uczyć się patrząc. Najmniejszy szczegół nie uchodził jego przenikliwego wzroku, a wnioski, które stąd wyciągał, były najczęściej równie trafne. Szybko poznawszy kraj i ludzi nie mógł Possewin, według p. Zakrzewskiego, łudzić się nadziejami, którym brakło zupełnie gruntu rzeczywistości.
Co do trzeciego na koniec punktu, jakoby pośrednictwo Possewina sprowadziło pokój dla Rzplitej szkodliwy, i tu różni się pogląd p. Zakrzewskiego od poglądów innych naszych historyków. Trudny i ciężki niedostatek, w jakim znalazły się wojska Stefana oblegające Psków, dostarczają autorowi dowodów, że pokój dla Rzplitej potrzebny i niezbędny. Dowód to jednak słaby. - A nuż by - mówi p. Zakrzewski - Stefan nie uzyskał nowych posiłków na sejmie, na który pośpieszył umyślnie? - W odpowiedzi zapytamy równie autora; - A nuż by uzyskał? - Prawda, niedostatek pod Pskowem był wielki, nadchodziła ciężka zima; ale Stefan umiał łamać przeszkody i owoców zwycięstwa nie dałby sobie wydrzeć opornej szlachcie, która groziła, że dalszych zasiłków dawać nie będzie.
Takie są wnioski p. Zakrzewskiego. Czyżby jednak ze źródeł cytowanych przez autora nie można i innych wyciągnąć? - to pytanie. Nie podobna przypuszczać, aby tak rosyjskich źródeł, jak Moscovii i korespondencji Possewina, nie znali zupełnie poprzedni historycy, albo więc inaczej je rozumieli, albo zdania swe silnymi i równie ze źródeł cytowanymi popierali argumentami. W każdym razie sprawa ta tak ważna - i tak ściśle w ogólności przeszłości naszej dotycząca - powinna zwrócić na się uwagę specjalistów i wywołać rozstrzygającą polemikę.
1 Ein Versuch der Vereinigung der russischen mit der römischen Kirche im XVI Jhdt, w 40 tomie Sitzungsberichte der Wiener Akademie der Wissenschaften; philosophisch-historische Klasse.
2 Pamiętniki, X. 90-110, Possewin, Moscovia. Com. II.
3 Instrukcja owa znajduje się u Ciampiego: Bibliogr. Critica. 1834, str. 241-245, obszerniej zaś i dokładniej w Histor. Rus. Mon I. N. 212.
4 Wypisuje to Possewin w pierwszym komentarzu noszącym tytuł: De rebus Moscoviticis ad regionem spectantibus. Toż samo mniej więcej powtarza się i w drugim obszerniejszym pt. De rebus Moscoviticis commentarius ad Gregorium XIII Pont. Max, zwłaszcza w rozdziale: Ingenium Mosce et schizma.
Pierwodruk "Gazeta Polska", 19 sierpnia 1873, nr 184