Henryk Sienkiewicz
W sprawie rocznicy grunwaldzkiej
W miarę jak zbliża się pięćsetna rocznica bitwy i zwycięstwa grunwaldzkiego, coraz więcej poruszane bywa pytanie, jak należy obchodzić tę rocznicę. Przed niedawnym czasem nie brakło nawet głosów, które zapytywały, czy w ogóle ją obchodzić - i głosy takie odzywały się wcale nie tylko w obozie konserwatywnym. Przeciwnicy obchodu twierdzili, że Grunwald jest zwycięstwem, historycznie biorąc, świetnym, ale dla dzisiejszych pokoleń wspomnieniem raczej bolesnym, albowiem, jak powiada Dante: "Nie masz większej boleści, jak wspominać czasy szczęśliwe." Złamani w wiekopomnej bitwie Niemcy wytworzyli jednak w ciągu wieków ogromną potęgę, podczas gdy my straciliśmy na ich korzyść nie tylko prowincje, wówczas odzyskane, ale - wraz z bytem politycznym - i te, które były odwiecznym gniazdem naszego narodu. Słyszałem zdanie, że gdybyśmy 15 lipca 1910 roku posypali głowy popiołem, to byłoby najwłaściwszym obchodem naszego zwycięstwa.
Z drugiej strony, poważni politycy, zwłaszcza w W. Ks. Poznańskim, nie przestają zwracać uwagi na to, że wobec obecnego położenia rzeczy w Prusach manifestacja grunwaldzka może pogorszyć i tak już nad wszelki wyraz ciężki los naszych braci w zaborze pruskim. I istotnie, jest to wzgląd, z którym się liczyć należy.
Ale czy z tego wynika, by wcale nie obchodzić rocznicy grunwaldzkiej? Ponieważ z wielu stron otrzymuję zapytania, co w tej sprawie myślę, kreślę przeto te kilka słów odpowiedzi jako wskazówkę dla tych, którzy ją mieć pragną.
Naprzód, praktycznie biorąc, nie należy hamować wybuchu uczuć narodowych wówczas, gdy się z góry wie, że hamować się on nie da - i że uczucia te znajdą w każdym razie i mimo wszelkich usiłowań odpowiedni sobie zewnętrzny wyraz. Jest to błąd polityczny, który często popełniają konserwatyści, budząc przez to reakcję i tracąc wpływ na przebieg i kierunek narodowego życia. Ale istnieje prócz tego wzgląd stokroć ważniejszy, dla którego zaniechanie obchodu rocznicy grunwaldzkiej byłoby wprost narodowym grzechem. Oto Grunwald był wielkim wytężeniem duszy polskiej i wielką ofiarą krwi dla ojczyzny, a zatem jest wiekopomnym przykładem, jak w przełomowych chwilach dziejowych okupuje się byt narodowy.
Grunwald, jak słusznie zauważył ks. b[iskup] Teodorowicz, mógł być grobem Polski, a stał się źródłem nowego, spotęgowanego życia. Grunwald przede wszystkim pozwolił połączyć się nam z Litwą, umożliwił unię horodelską, a przez nią nieznany dotychczas w dziejach świata fakt - zaślubin między dwoma narodami na długie wieki wspólnej doli i niedoli.
Zapomnieć o tym wszystkim byłoby małodusznością i rezygnacją z praw do narodowego życia, albowiem niczym innym jak rezygnacją, jest zapieranie się przeszłości i niepamięć o niej w chwilach upadku i słabości. Zachęcać więc do tego nikt nie powinien i nikt nie ma prawa, choćby nawet z obawy, by nie drażnić sił nam wrogich.
Nie drażnić!! - Pisze się o tym wiele i słyszy się o tym często, zwłaszcza gdy chodzi o stosunki pruskie; a właściwie mówiąc, do czego może prowadzić zbytnia pod tym względem ostrożność i godne raczej kuropatw, nie potomków rycerskiego narodu, ukrywanie głowy w śnieg wówczas, gdy krąży nad nami złowrogi jastrząb? Niewątpliwie należy liczyć się z położeniem naszych braci pod zaborem pruskim i z ich głosami, ale trzeba również pamiętać, że hakatystów nie przejednamy nigdy i zważać na nich nie warto, gdyż oni wszelkie czyny nasze wezmą za wyzwanie - a brak czynów za dowód, że polityka ich jest owocna. Inni natomiast, uczciwsi Niemcy nie zdołają zapewne oprzeć się myśli, że i oni obchodzą zawsze wielkie rocznice swych zwycięstw, a nie obchodziliby ich tylko w takim razie, gdyby ich dusze spodlały, a patriotyzm wysechł. Ci z nich, którzy znają historię nie tylko z hakatystycznych gazet, może sobie nawet przypomną, że armię krzyżacką pod Grunwaldem rozgromili wprawdzie Polacy, ale że zagłady zakonu krzyżackiego w Prusach dokonali margrabiowie brandenburscy... Zresztą bez względu na to, co mógłby sobie kto pomyśleć, co przypomnieć i jakie w nim uczucia wzbudzić by mogło wspomnienie pogromu grunwaldzkiego - my, których dusze nie spodlały, a patriotyzm nie wysechł, obchodzić rocznicę naszego zwycięstwa i zbawienia powinniśmy i będziemy.
Więc pozostaje tylko drugie pytanie: jak ją obchodzić? Na to odpowiadam z całą otwartością tym, którzy chcą wiedzieć moje zdanie: tak, by obchód nie zmienił się w doraźną i krzykliwą antyniemiecką manifestację. Naprzód, byłoby czymś upokarzającym odpowiadać na istotne ciosy, jakie spadły na naszych braci w zaborze pruskim, tylko tanim krzykiem, tylko zewnętrznym patosem, tylko próżnymi słowy, tylko bezsilnym podniecaniem samych siebie i licytacją między stronnictwami na patriotyczny frazes... Ale jest inna, głębsza przyczyna, dla której powinniśmy tego unikać, a mianowicie: obecne stosunki w dzielnicach polskich należących do Rosji. Zachodzi niebezpieczeństwo, co do którego nie brak wskazówek, że wszelką antyniemiecką czy nawet antypruską manifestację uważano by w kołach rosyjskich, których organem jest np. "Nowoje Wremia" lub temu podobne dzienniki, za dowód, że w razie koniecznego wyboru wybralibyśmy jednak takie warunki, jakie istnieją obecnie w Królestwie i w innych dzielnicach polskich pod panowaniem rosyjskim... Otóż nigdy nie było mniej niż dziś powodów, byśmy w podobnym mniemaniu utwierdzali te właśnie koła, za przyczyną których stosunki polsko-rosyjskie stają się z każdym dniem cięższe i bardziej nieznośne. Przeciwnie! Zależeć nam może raczej na tym, by wykazać mniej zaślepionym ludziom w Rosji, do czego może prowadzić polityka taka, jaka w ostatnich czasach była u nas stosowana. Jest rzeczą zrozumiałą, że nie mogę się rozpisywać o tym ani obszerniej, ani jaśniej, sądzę jednak, że powiedziałem dość, by skłonić naszych braci w Galicji do jak najgłębszego zastanowienia się nad tą sprawą i do pokierowania obchodem w ten sposób, by nie mógł on być zrozumiany jako przechylenie się ogółu Polaków w jakąkolwiek stronę.
Grunwald, moim zdaniem, powinien być wielkim, dostojnym i poważnym świętem narodowym o dwu obliczach, z których jedno zwraca się w przeszłość ze smutnymi na ustach słowy: nessun maggior dolore - drugie patrzy w przyszłość z otuchą i wiarą, że dzieje narodu naszego nie zamknęły się jeszcze i że po chwilowym upadku musi nastąpić odrodzenie.
A droga do tego to praca, to cnota publiczna, to wielka ofiarność, to rozniecanie ognisk oświaty dla ludu, przy którym blasku:
[1910]...brat pozna swego brata,
I wejdzie nieśmiertelność, jako anioł, w człowieka,
I staniem ludem świata