Henryk Sienkiewicz

"Ta trzecia"

ROZDZIAŁ V

Ostrzyński powiada mi któregoś dnia, iż czuje się szczęśliwy, że dostał kosza od Kazi, bo otwierają się przed nim widoki, o których nie mogę mieć najmniejszego wyobrażenia.
Bardzom z tego rad, a raczej mi to wszystko jedno; wierzę przy tym, że Ostrzyński da sobie rady w życiu.
Gdy się starał o Kazię, rodzice jej byli za nim, a zwłaszcza ojciec Susłowski. Ostrzyński miał nawet nad nim zupełną przewagę, posuniętą do tego stopnia, że ten Rzymianin tracił wobec niego swą posągowość. Kazia natomiast nie cierpiała go od pierwszej chwili poznania. Był to jakiś bezwiedny wstręt, bo zresztą jestem zupełnie pewien, że nie raził jej tym, czym zraża mnie i wszystkich znających dokładniej tę naturę.
Jest to dziwny człowiek, a raczej dziwny literat.
Są zapewne nie tylko u nas, ale we wszystkich większych ogniskach literatury i sztuki, ludzie, o których myśląc, pytamy się mimo woli: skąd bierze się ich powaga?
Do takich należy mój przyjaciel z "Latawca". Kto by uwierzył, że tajemnicą znaczenia Ostrzyńskiego i racją jego umysłowego bytu jest to, że Ostrzyński nie lubi i nie szanuje talentów, zwłaszcza pisarskich - i że po prostu żyje z lekceważenia ich... Ma on dla nich pogardę człowieka, któremu poprawność życiowa, pewna doraźna bystrość i wielki spryt zapewniają w życiu towarzyskim ustawiczne nad nimi zwycięstwa.
I trzeba go widzieć na sesjach, na zebraniach artystycznych, literackich, na obiadach jubileuszowych, z jaką pobłażliwą ironią traktuje ludzi, którzy w zakresie twórczości mogą dziesięć razy więcej od niego, jak ich przyciska do muru, jak ich miesza swoją logiką, swoim rozsądkiem, jak im narzucą swą literacką powagę.
Światecki, ilekroć wspomni o tym, woła o deskę z łóżka, za pomocą której ma zamiar roztrzaskać głowę Ostrzyńskiego, ale mnie nie dziwi ta jego przewaga. Ludzie prawdziwie utalentowani bywają częstokroć niezgrabni, nieśmieli, pozbawieni właśnie doraźnej bystrości i równowagi umysłowej... Ale dopiero gdy prawdziwy talent znajdzie się w samotności sam z sobą, naraz u ramion wyrastają mu skrzydła. Ostrzyński zaś w tych warunkach chyba idzie spać, bo sobie nie ma absolutnie nic do powiedzenia.
Przyszłość zrobi między tymi ludźmi porządek, ponadaje rangi i wyznaczy każdemu odpowiednie miejsce. Ostrzyński jest nadto sprytny, żeby nie miał o tym wiedzieć, ale w duszy drwi z tego. Dość mu, że w chwili obecnej więcej znaczy i że bardziej się z nim liczą niż z lepszymi od niego.
My, malarze, mniej mu zawadzamy. Robi on jednak czasem reklamę i talentom pisarskim, ale wówczas tylko, gdy wymagają tego interesa "Latawca" i współzawodnictwo z "Biegunem". Zresztą dobry towarzysz i miły człowiek. Mogę powiedzieć, że go lubię, ale...
Niech diabeł porwie Ostrzyńskiego - dość o nim...

[powrót] [rozdz.VI]