Henryk Sienkiewicz

"Bez dogmatu"

RZYM, BABUINO, 13 STYCZNIA.

Mam zaledwie cztery dni czasu do wyjazdu, chcę zaś jeszcze przed wyjazdem streścić to, com o sobie powiedział. Jestem człowiekiem nieco zmęczonym, bardzo wrażliwym i nerwowym. Mam wyrobioną do wysokiego stopnia świadomość siebie, popartą względnym wykształceniem, czyli w ogóle mogę uważać się za istotę umysłowo rozwiniętą.
Sceptycyzm, ów sceptycyzm podniesiony do kwadratu, wyłącza we mnie wszelkie niewzruszone przekonania. Patrzę, obserwuję, krytykuję - i czasem zdaje mi się, że chwytam istotę rzeczy, ale zresztą gotów jestem zawsze i o tym powątpiewać. O moim stosunku do religii mówiłem. Co do przekonań społecznych, jestem o tyle konserwatystą, o ile człowiek w moich warunkach być nim poniekąd musi i o ile konserwatyzm odpowiada moim upodobaniom. Nie potrzebuję mówić, jak daleko od tego do poglądu na zachowawczość jak na dogmat, którego krytykować nie wolno. Jestem człowiekiem nadto ucywilizowanym, abym stał bezwzględnie po stronie arystokracji lub demokracji. W takie rzeczy bawią się jeszcze po zaściankach lub w dalekich stronach, gdzie idee przychodzą, tak jak mody, o kilkanaście lat za późno. Od czasu jak nie istnieje przywilej, kwesta jest, podług mnie, zamknięta; tam zaś, gdzie ją zacofanie podtrzymuje, stała się kwestią nie zasad, ale próżności i nerwów. Co do mnie, lubię ludzi rozwiniętych, wyrobionych nerwowo i szukam ich tam, gdzie mi ich znaleźć łatwiej.
Lubię ich tak, jak lubię dzieła sztuki, piękną naturę, piękne kobiety. Pod względem estetycznym posiadam nerwy nie tylko wyrobione, ale może nawet przerafinowane. Składa się na to i ich przyrodzona wrażliwość, i wychowanie, jakie odebrałem. Ta estetyczna wrażliwość daje mi tyle samo uciech ile przykrości, ale wyświadczała i wyświadcza mi ona jedną wielką przysługę, mianowicie: chroni od cynizmu, czyli od ostatecznego zepsucia, i zastępuje mi poniekąd zasady moralne. Nie popełniłbym wielu uczynków nie tyle może dlatego, że są złe, ile dlatego, że są szpetne. Z moich estetycznych nerwów płynie także delikatność uczuć. W ogóle zdaje mi się, że jestem człowiekiem - być może - trochę popsutym, ale porządnym, lubo naprawdę mówiąc, poniekąd zawieszonym w powietrzu, bo nie wspierającym się na żadnych dogmatach, ani pod względem religijnym, ani społecznym. Nie mam także celu, dla którego bym życie mógł poświęcić.
Na zakończenie tej syntezy słowo jeszcze o moich zdolnościach. Ojciec, ciotka, koledzy, a czasem i ludzie obcy uważają je za wprost nadzwyczajne. Ja przypuszczam, że mój umysł ma pewną błyskotliwość. Ale czy l'improductivité slave nie rozwieje pokładanych we mnie nadziei? Na mocy tego, com dotychczas zrobił, a raczej na mocy tego, żem dotychczas nic nie zrobił nie tylko dla drugich, ale nawet dla siebie, godzi mi się przypuszczać, że tak.
A rozeznanie to kosztuje mnie więcej, niż się zdaje. Ironia moja, gdy o sobie myślę, ma smak goryczy. Jest coś jałowego w tej glinie, z której Bóg stworzył Płoszowskich, skoro na niej tak łatwo i bujnie wszystko porasta, a nic nie wydaje ziarna. Gdybym istotnie przy tej jałowiźnie, przy tej niemocy czynu, posiadał nawet genialne zdolności, to byłbym jakimś szczególnym rodzajem geniusza bez teki, jak bywają ministrowie bez teki.
To określenie: geniusz bez teki, wydaje mi się bliskie istoty rzeczy. Muszę wziąć na nie patent wynalazku. Ach! i znowu ta pociecha! Oto nie sam jeden, dalibóg, nie sam jeden będę nosił to miano. Imię moje jest legion! L'improductivité slave niech sobie istnieje swoją drogą, a swoją drogą geniusz bez teki to nasz czysto nadwiślański płód. Raz jeszcze powtarzam, że imię moje jest legion. Nie znam zakątka ziemi, w którym by tylu marnowało świetne zdolności, w którym by ci nawet, którzy coś dają, dawali tak mało - tak niesłychanie mało w stosunku do tego, co im Bóg dał.

[powrót] [Rzym, Babuino, 14 stycznia]