Henryk Sienkiewicz
"Bez dogmatu"
20 MAJA.
Zastanawiałem się dzisiaj nad tym, co będzie, gdy uzyskam wzajemność Anielki, a raczej wyznanie z jej strony? Widzę przed sobą szczęście, ale nie widzę możliwego czynu. Zdaje mi się, że gdybym wymówił w Płoszowie, wobec tych kobiet, słowo: rozwód, to by się dom zapadł pod ziemię. Nie może być o tym nawet mowy, bo wyobrażenia ciotki i pani Celiny są tego rodzaju, że żadna z nich nie potrafiłaby przeżyć podobnego ciosu. Nie łudzę się i co do Anielki. Pojęcia jej są takie same jak starszych pań. A jednak z chwilą gdy wyzna, że mnie kocha - wymówię ten wyraz, i ona musi się oswoić z myślą rozwodu. Nie ma innego wyjścia, na to zaś jedyne trzeba będzie czekać aż do śmierci ciotki i pani Celiny. Poza tym nic nie pozostaje do zrobienia. Kromicki albo się na to zgodzi dobrowolnie, albo nie. W tym ostatnim razie zabiorę Anielkę i wywiozę ją choćby do Indii; rozwód zaś czy też unieważnienie małżeństwa będę przeprowadzał wbrew jego woli. Na szczęście, nie brak mi środków. Co do mnie, jestem gotów na wszystko, i to wewnętrzne głębokie przekonanie usprawiedliwia mnie zupełnie w moich oczach. Tym razem nie jest to pospolity romans, ale uczucie, w którym się ześrodkowywa cała istność. Jego szczerość i siła uprawniają również moje postępowanie z Anielką. Ja wiem, że zwodzę ją, wmawiając, że mi tylko chodzi o jej siostrzane uczucia; zwodzę, zapewniając, że niczego nie żądam - ale to wszystko byłoby złym kłamstwem tylko w takim razie, gdyby kłamstwem była sama miłość. Wobec jej prawdy, jest to tylko taktyka, tylko dyplomacja uczucia. To należy do procesu miłości. Jest rzeczą pewną, że nawet narzeczeni mają swoje podstępy, za pomocą których wydobywają z siebie wyznania. Co do mnie, jestem szczery nawet wówczas, gdy zmyślam.