Henryk Sienkiewicz
"Bez dogmatu"
30 CZERWCA.
Zasłyszałem dziś z werandy taki koniec rozmowy, prowadzonej dość podniesionym głosem między Kromickim a Anielką:
- Ja - mówił Kromicki - sam z nim pomówię, ale ty musisz powiedzieć, jak rzeczy stoją, ciotce.
- Nigdy tego nie zrobię! - odpowiedziała Anielka.
- Ale ja cię bardzo proszę! - rzekł z naciskiem Kromicki.
Wszedłem do pokoju nie chcąc być mimowolnym świadkiem dalszej rozmowy. Spostrzegłem na twarzy Anielki głęboką przykrość, którą, zobaczywszy mnie, starała się ukryć. Kromicki był blady z gniewu, ale wyciągnął do mnie z uśmiechem rękę. Przez chwilę porwał mnie niepokój i strach, że ona poczyniła mu wyznania. Bałem się nie Kromickiego, ale tego, że on może wywieść Anielkę i oderwać mnie od moich udręczeń, upokorzeń, męki. Przecież ja tym tylko żyję; inaczej umarłbym z głodu. Raczej wszystko inne, niż nie widywać Anielki! Przez cały czas łamałem sobie głowę: o czym oni mogli rozmawiać? Chwilami wydawało mi się najprawdopodobniejszym, że ona mu coś powiedziała - ale w takim razie obejście się jego ze mną musiałoby się zmienić, tymczasem stało się ono prawie jeszcze uprzejmiejsze. W ogóle, gdyby nie nienawiść, jaką dla niego czuję, nie mógłbym na niego narzekać. Jest dla mnie grzeczny, przyjazny, serdeczny; ustępuje mi na każdym kroku jak nerwowej kobiecie. Stara się pozyskać moją ufność. Nie zraża go to, że czasem odpowiadam mu szorstko albo ironicznie, że często zbyt bezwzględnie wydobywam na jaw jego brak wykształcenia lub brak subtelnych nerwów. Nie tracę żadnej sposobności, by wobec Anielki wykazać, o ile on jest pospolitszym jako umysł i jako serce. Ale on jest cierpliwy. Być może, że jest nim tylko ze mną. Dziś widziałem po raz pierwszy jego gniew na Anielkę, i cerę miał zielonawą jak ludzie, którzy umieją się gniewać na zimno, to jest bardzo zawzięcie. Anielka prawdopodobnie się go boi, ale ona się wszystkich boi - a teraz nawet i mnie. Nieraz trudno mi zrozumieć, skąd ta kobieta, mająca słodycz gołębia, czerpie w danym razie taką nadzwyczajną energię. W swoim czasie łudziłem się, że ona jest bierna i że gdy ją zechcę porwać, ona się nie obroni. Co za zawód! Opór jej jest tym większy, im bardziej niespodziewany. Nie wiem, o czym była mowa między nią a Kromickim, ale jestem pewien, że gdy mu zapowiedziała, iż nie zrobi tego, czego od niej wymaga, to będzie się trzęsła ze strachu, ale nie zrobi. Gdyby była moją, kochałbym ja tak, jak może kochać pies swoją panią. Nosiłbym ją na ręku, zdmuchiwał przed nią proch, kochałbym ją na śmierć.