Henryk Sienkiewicz
"Bez dogmatu"
13 WRZEŚNIA.
Są ludzie, którzy uwodzą cudze żony, oszukują je, potem depcą, rzucają i odchodzą spokojni. Ja tego wszystkiego nie uczyniłem, a gdyby ona była stała się moją ofiarą, to bym prochy przed nią zamiatał, to by mnie teraz żadna siła ludzka nie oderwała od jej nóg. Są więc uczucia występniejsze od mojego; ale na mnie zwaliło się takie brzemię, że mimo woli mam wrażenie jakiejś wyjątkowej kary, i mierząc, również mimo woli, wielkością kary winę, nie mogę się obronić poczuciu, że moja miłość była strasznym występkiem.
Jest to rodzaj instynktownej trwogi, od której sceptycyzm nie uwalnia.
A przecież wszelka moralność musi się zgodzić na to, że większą winą byłoby ciągnąć ku sobie kobietę nie kochając jej; czynić to wszystko na zimno, co ja czyniłem z głębi serca. Odpowiedzialność nie musi być cięższa za uczucia wielkie i porywające niż za małe i nikczemne.
Nie! Toteż moja miłość jest przede wszystkim strasznym nieszczęściem.
Człowiek pozbawiony przesądów może sobie wyobrazić, co by w danym wypadku czuł, gdyby był przesądny; tak samo człowiek, który wątpi, może odczuć, jakby się modlił, gdyby był wierzącym. Ja nie tylko to odczuwam, ale łączy się to we mnie z taką skargą, że się prawie szczerze modlę. I mówię: "Jeślim zawinił, Panie Boże, tom też tak za to odpokutował, że trochę miłosierdzia już by mnie nie zdziwiło."
Ale nie umiem sobie wyobrazić, w jaki sposób mogłoby się objawić nade mną miłosierdzie. To jest zupełnie niemożliwe.