Henryk Sienkiewicz
"Bez dogmatu"
20 WRZEŚNIA.
Nie poszedłem do Klary, ale spotkałem ją na Fredrichstrasse. Ujrzawszy mnie pobladła z radości i wzruszenia. Witała zaś z takim wylaniem, że mnie to zarazem ujmowało i zarazem było mi przykre, bom czuł, że moja serdeczność dla niej jest tylko zewnętrzna i że nie doznaję nawet radości z jej spotkania. Gdy ochłonęła nieco, zaniepokoiły ją zaraz zmiany, jakie spostrzegła w mojej twarzy. Rzeczywiście, nie wyglądam świetnie i trochę posiwiałem. Zaczęła mnie wypytywać o zdrowie, ja zaś mimo całej wdzięczności i przyjaźni dla Klary, czułem, że zbyt częste stosunki z nią przechodziły absolutnie moje siły, chcąc się więc od nich zabezpieczyć, powiedziałem jej, że jestem chory i że wkrótce przyjdzie mi wyjechać do cieplejszego klimatu. Następnie zaciągnęła mnie do siebie. Rozmawialiśmy o ciotce, Anielce i pani Celinie. Zbywałem ją ogólnikami. Mówiłem sobie, że to jest może jedyna w świecie istota, która by mnie zrozumiała, a jednocześnie czułem, że za nic w świecie nie otworzę jej serca.
A jednak ja odczuwam ludzką dobroć. Chwilami, gdy poczciwe niebieskie oczy Klary wpatrywały się we mnie z największym przywiązaniem i z taką uwagą, jakby mnie chciały do głębi duszy przejrzeć, dobroć ta upokarzała mnie do tego stopnia, że chciało mi się płakać. Klara wreszcie, mimo wszelkich moich wysileń, spostrzegła, że ja jestem zupełnie innym niż dawniej człowiekiem; instynktem kobiecym odgadła, że żyję, mówię i myślę niemal mechanicznie, a zaś dusza moja jest na wpół zabita. Spostrzegłszy to, zaniechała natychmiast badań i wypytywań, stała się tylko jeszcze tkliwszą.
Widziałem jej obawę i usiłowania, żeby mnie nie znużyć. Starała się dać mi do poznania, że w tej tkliwości, jaką mi okazuje, chodzi jej nie o to, by mnie zjednać dla siebie, ale jedynie, by mi przy niej było dobrze.
I było mi dobrze, alem się jednak znużeniu nie mógł oprzeć. Umysł mój nie jest teraz zdolny do żadnego skupiania się i do żadnych wysileń, nawet do tak małych, jakich wymaga zwyczajna rozmowa z przyjaciółką. A prócz tego, gdy raz mój wielki cel zniknął mi z oczu, wszystko wydaje mi się tak niesłychanie czcze, że ciągle mam w duszy pytanie: na co to? co z tego przyjdzie?