Henryk Sienkiewicz
"Na jedną kartę"
Akt trzeci
Ten sam salon.
SCENA VII
Stella z kapeluszem w ręku i Drahomir.
(Wchodzą drzwiami od ogrodu)
Stella
Zmęczyła mnie trochę przechadzka. Widzi pan, panie Karolu, jaka jestem słaba. (Siada). Gdzie jest pan Jerzy?
Drahomir
Z młodym Miliszewskim, który prosił go o rozmowę. Pani zaś Miliszewska traktuje z księciem. Zdaje mi się nawet, że tam odbywa się mała scena. Hrabina nie wiedziała, że pani jesteś narzeczoną i miała podobno inne zamiary. Ale daruj mi pani! ja się śmieję, a pani to sprawia przykrość.
Stella
I ja miałabym się ochotę śmiać, gdybym nie wiedziała, ile to papie sprawi kłopotu. Zresztą, żal mi pana Miliszewskiego.
Drahomir
Pojmuję, co może czuć w jego położeniu serce prawdziwie kochające, ale o pana Jana jestem spokojny. Pocieszy się, jeśli mama każe.
Stella
Czasem można bardzo omylić się na ludziach.
Drahomir
Czy mowa o mnie, czy o Miliszewskim?
Stella
Niech będzie o panu. Przedstawiono mi pana z góry, jako zbiór wszystkich doskonałości.
Drahomir
A pani znalazła zbiór wszystkich wad?
Stella
Przecie tego nie mówię.
Drahomir
Ale myślę. Za to ja nie zawiodłem się: portret pani, jaki mi odmalowali Jerzy i doktor, zgadza się z rzeczywistością.
Stella
Jakiż był portret?
Drahomir
Ze skrzydłami u ramion.
Stella
To znaczy, że mam tyle powagi co motyl?
Drahomir
Skrzydła aniołów godzą się z powagą.
Stella
Prawdziwa przyjaźń powinna prawdę mówić. Proszę o jaką gorzką.
Drahomir
Czy bardzo gorzką?
Stella
Jak piołun, albo jak chwilami... życie.
Drahomir
A więc: nie jesteś pani dobrą dla mnie.
Stella
Za jakiż grzech mam rozpocząć pokutę?
Drahomir
Za brak przyjaźni dla mnie.
Stella
Pierwsza odwołam się do przyjaźni, ale w czymże nie spełniam jej warunków?
Drahomir
Bo dzielisz się pani ze mną wesołością, zabawą, śmiechem, a gdy nadleci chwila smutku i goryczy, to gorzkie kwiatki i ciernie zabierasz sobie wyłącznie. Podziel się pani ze mną i taką chwilą, proszę bardzo!
Stella
Nie chciałam nigdy mącić wesołości pana, to nie egoizm.
Drahomir
Moja wesołość nie płynie także z egoizmu. Jerzy powiedział mi o pani, gdym tu przybył: "Ja umiem tylko patrzeć na nią i modlić się do niej; tyś młodszy, weselszy, staraj się ją rozweselić, zabawić". Więc oto przyniosłem tu całą moją wesołość, jak towar na plecach, i złożyłem ją u nóg pani. Ale od pewnego czasu widzę, że panią męczę tylko, widzę na twarzy pani jakąś chmurkę, podejrzewam jakiś tajony smutek, więc jako druh serdeczny oddałbym życie, żeby go rozproszyć.
Stella
(Cicho) Panie Karolu...
Drahomir
(Składając ręce) Pozwól mi pani mówić. Roztrzepańcem byłem w życiu, alem szedł za głosem serca i sercem pani smutek odgadłem. Odtąd padł cień i na moją wesołość... alem się przezwyciężał. Łzy wypłakanej nic już nie wróci, w drodze jednak do oczu może ją przyjazna ręka zatrzymać... Więc się przezwyciężyłem... - by łzy do pani oczu nie puścić. Jeślim pobłądził, jeślim złą drogę obrał, proszę o przebaczenie. Życie się pani złoży, jak bukiet kwiatów, bądź więc pani weselsza, bądź weselsza.
Stella
(Wzruszona, podając mu rękę) Będę przy panu. Grymaśna ze mnie dziewczyna, rozpieszczona i słaba trochę. Sama często nie wiem, co mi jest i czego pragnę. Jam szczęśliwa, doprawdy szczęśliwa. To są chwile przelotne, ale obiecuję poprawę. Niejedną jeszcze chwilę spędzimy wesoło.
Drahomir
A więc: co tam! jak mówi pani Czeska. Starajmy się przezwyciężyć; będziemy się śmieli, biegali po ogrodzie i płatali psoty mamie i synowi Miliszewskim.
Stella
Odgadłam tajemnicę pańskiej wesołości i szczęścia: to prawość serca i dobroć.
Drahomir
Nie, pani. Wielkie ze mnie nicpotem. Byłem tylko dotąd dość spokojny, ale prawdziwe szczęście nie w tym leży.
Stella
Czasem myślę, że go wcale nie ma na świecie.
Drahomir
Rozum go nie uchwyci i nie poleci za tą wizją skrzydlatą. Czasem może ona i przelatuje blisko, ale nim się człowiek obejrzy, nim wyciągnie ręce: bywa za późno!
Stella
Jakież to bolesne słowo: za późno!